Przemysław Harczuk dla "Super Expressu": Uboczne efekty wyborczych obietnic

Bywa, że lek jest bezpieczny, jednak podany z choćby niewielką ilością alkoholu może stworzyć mieszankę zabójczą dla naszej wątroby. Dlatego dobrzy lekarze zanim przepiszą leki robią z pacjentem wywiad, na temat jego stanu zdrowia. A po zakupie każdego leku, także bez recepty, należy przeczytać ulotkę do niego zamieszczoną. Analogie do leków nasuwają się same, gdy popatrzymy na kampanię wyborczą i festiwal ogłaszanych obietnic, programów i projektów. Można odnieść wrażenie, że ulotki informacyjne powinny trafiać do samych autorów różnorakich pomysłów, by wiedzieli jakie skutki uboczne mogą one wywołać. Bo w Polsce problem polega nie na tym, że pomysły są głupie, czy złe, ale na tym, że są rzucone doraźnie, dotyczą jedynie wąskiego wycinka rzeczywistości, nie ma myślenia systemowego, perspektywicznego. Weźmy taką Warszawę. Tam od lat trwa słuszna kampania o więcej zieleni. Lata likwidacji zielonych miejsc pod deweloperkę przyniosły katastrofalne skutki. Jednak propozycje zadrzewienia ulicy Ząbkowskiej, z historyczną zabudową są delikatnie mówiąc nieprzemyślane, niektórzy varsavianiści mówią, że to tak, jakby kamienice postawić w parku narodowym.

Podobnie jest z obiecywaną przez rząd płacą minimalną. Okazuje się, że problem mogą mieć nie tylko przedsiębiorcy, ale także organizacje charytatywne, zajmujące się pomocą osobom niepełnosprawnym. Nikt z autorów chwytliwego hasła o podniesieniu pensji nie pomyślał, że podnosząc pensje minimalne, należy też podnieść nakłady na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. A to przez PFRON fundacje zatrudniają rehabilitantów, psychologów itd. I po podniesieniu pensji minimalnej bez zwiększenia dotacji na PFRON na zatrudnienie tych ludzi fundacji nie będzie stać. Państwo to organizm, do leczenia którego podchodzić należy całościowo. W przeciwnym razie skończyć się może śmiercią pacjenta.