Błąd pierwszy – antypis jako antyprawica. Platforma i reszta opozycji przedstawiała partię rządzącą jako zagrożenie dla demokracji i całego społeczeństwa, wzywała do ogólnonarodowego sprzeciwu. Jednocześnie jednak bardzo często przekaz krytyczny wobec poczynań PiS był przedstawiany jako krytykę prawicy jako takiej – Kościoła, religii, ba, nawet patriotyzmu. To oczywiście sprawiło, że ludzie o konserwatywnych i patriotycznych poglądach, nawet gdy są do PiS nastawieni krytycznie, na opozycję nie zagłosują. Błąd drugi, chyba największy – to przelicytowanie w „obronie demokracji”.
Opozycja zachowała się tu jak w bajeczce o pastuszku żartownisiu, który wzywał na pomoc całą wioskę krzycząc, że jego stado zaatakowały drapieżne wilki. Ludzie przybiegali na pomoc, a pastuszek mówił, że żartował. Gdy wilki zaatakowały naprawdę, owce zostały zjedzone – bo na pomoc nie przyszedł nikt. Podobnie jest z obroną demokracji. O zagrożeniu dyktaturą mówił już Bronisław Komorowski, nie godząc się z demokratycznym wynikiem wyborów, czy Ewa Kopacz, komentując expose demokratycznie wyłonionego rządu. Gdy PiS już pojechał po bandzie w sprawie Trybunału, czy sądów, „obrońcy demokracji” zaczęli krzyczeć nie o naruszaniu czy łamaniu procedur, wątpliwych działaniach, ale o nowej Białorusi, czy wręcz III Rzeszy. Przegrzali. I dziś, gdyby PiS nawet wyprowadził czołgi na ulice, zbyt wielu ludzi na ulice by nie wyszło. Bo para poszła w gwizdek już wcześniej. I trzeci błąd – to całkowite niezrozumienie obywateli, tego, czym ludzie żyją. Opozycja oferuje albo ordynarne show Klaudii Jachiry, albo poważne debaty o dość abstrakcyjnych problemach. Niezdecydowanych wyborców, których głosy przesądzają o wyniku wyborów, na pewno nie przekona. A jakakolwiek zmiana może nastąpić na skutek błędów, bądź jakiejś afery PiS, a nie w wyniku strategii opozycji.