Wynik głosowania w Senacie nie był zaskoczeniem. Oczywiste było, że do wyborów prezydenckich żaden z senatorów opozycji nie narazi się na środowiskowy i medialny ostracyzm i nie zdecyduje na poparcie PiS. Do wyborów prezydenckich czeka nas ciekawy czas kohabitacji dwóch izb parlamentu. Opozycja ma Senat, partia rządząca Sejm. I walka o Pałac Prezydencki zdecyduje o tym, czyja będzie Polska w kolejnych latach. Albo Andrzej Duda zwycięży, a tym samym pogrąży opozycję, albo przegra i wtedy to opozycja złapie wiatr w żagle, a partia rządząca zacznie tracić. Zdawałoby się, ze w tym układzie zarówno obóz rządowy, jak i opozycyjny powinny robić wszystko, by ich kandydat wygrał. Tymczasem odnieść można wrażenie, że obie strony chcą tę kampanię koncertowo spieprzyć. Obóz rządowy nie popisał się kontrowersyjnymi kandydaturami do Trybunału Konstytucyjnego. Widać też przejawy arogancji ze strony części polityków PiS. Andrzejowi Dudzie to nie pomoże. Jeszcze ciekawiej wygląda sytuacja po stronie opozycji. Logicznym rozwiązaniem byłoby takie, w którym każda partia wystawia najlepszego kandydata, a w drugiej turze popiera tego, który do owej drugiej tury przejdzie. Tymczasem obserwujemy coraz ostrzejsze utarczki w samej opozycji.
Obiektem ataku stał się m. in. lider PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz. Jego partia budzi pewne kontrowersje – zza pięknej, ponad stuletniej tradycji PSL Witosa wygląda też historia komunistycznego ZSL. Za plecami młodych i sympatycznych działaczy z otoczenia lidera Ludowców czają się starzy wyjadacze, obciążeni rządami w kilku regionach. To, w którą stronę pójdzie PSL, na razie ciężko wyrokować. Nie zmienia to faktu, że z punktu widzenia interesu opozycji, to właśnie Kosiniak-Kamysz miałby największe szansę na wygranie (gdyby się dostał do drugiej tury). Po prostu – elektorat opozycji i tak zagłosuje przeciwko Andrzejowi Dudzie, wyborcy niezdecydowani szybciej poprą jednak zachowawczego lidera PSL, niż kandydata PO, nie mówiąc o wyrazistym lewicowcu. W tym kontekście ataki na Kosiniaka-Kamysza ze strony innych przedstawicieli opozycji są czynem wręcz samobójczym. Trudnym do zrozumienia. No, chyba, że spowolnienie gospodarcze, które ma nastąpić, będzie realnym kryzysem, w trakcie którego do władzy nie spieszy się nikt.