Z jednej strony kapłani tolerancji, miłości, demokracji i równości tolerancyjni tak bardzo, że w imię owej tolerancji gotowi są wydrapać oczy katolikom i ludziom wierzącym. Z drugiej strony piewcy chrześcijańskiego miłosierdzia swój obowiązek religijny rozumiejący jako obronę hierarchy, który mobbinguje księży z własnej diecezji. Liberałowie, którzy w imię wolności chcieliby zamknąć w gettach mieszkańców Polski powiatowej, mieszkańcy wsi, którzy miastowych chętnie powitaliby siekierami. Tradycjonaliści tradycję rozumiejący jako przywiązanie psa za łapę do łańcucha, znęcanie nad kotem, bicie dziecka, a czasem i żony. Postępowcy, dla których postęp oznacza tolerancję dla wszystkich z wyjątkiem tych, którzy myślą inaczej. Nowocześni, dla których miarą nowoczesności jest obśmianie czyichś wartości bądź sikanie na staruszki. Taki opis Rzeczpospolitej A.D. 2019 będzie miał każdy, kto poczyta media (szczególnie te społecznościowe). Skala wylewającej się nienawiści i hejtu osiągnęła niewyobrażalną skalę. A patrząc na wyczyny co poniektórych, można się spodziewać, że nie jest to ich ostatnie słowo.
Rzeczywistość wirtualna, medialna, polityczna, jest w naszej ojczyźnie prawdziwym piekłem. W realu nie jest może idealnie, ale jednak inaczej. Mam przyjaciół zdeklarowanych niewierzących, którzy jednak umieją uszanować moje wartości i tradycje. Znam wierzących, którzy na złe zachowania ludzi Kościoła reagują słusznym oburzeniem i gniewem, rozsądnie dowodząc, że jeden zły kapłan rzutuje swą postawą na dziesięciu sprawiedliwych. Znam ludzi z wielkich miast, którzy nie mają w pogardzie ludzi wsi, i ludzi wsi, którzy z szacunkiem odnoszą się do „miastowych”. I nie tylko nikogo nie biją, ale są wręcz życzliwi dla ludzi, a zwierzaki traktują z troskliwością. Oczywiście sielanki nie ma nigdzie. Prawda jest jednak taka, że w większości jesteśmy jednym narodem, cieszącym się zwycięstwami polskiej drużyny piłkarskiej i klnącym na jej porażki, mającym wiele przywar (pijackie weekendy są nader częste). Wydaje się jednak, że na ogół zwyczajni ludzie przy browarze, w knajpie, za stołem, są normalni i w gruncie rzeczy przyzwoici. Wściekłej nienawiści, tak powszechnej w życiu wirtualnym, w realu poddaje się niewielu. Pytanie tylko, czemu ludzie przyzwoici, o różnych poglądach, dają się spychać na margines wrzeszczącej i marginalnej hejterskiej sekcie?