Można oczywiście upić się i dni ciszy zwyczajnie wymazać z życiorysu, jednak nie jest to chyba najlepszy pomysł. Szczególnie w perspektywie poniedziałkowego kaca. Znacznie lepszym sposobem jest zastanowienie się nad sprawami ostatecznymi. A skłaniają do tego wypowiedzi tegorocznych noblistów. I nie chodzi tym razem o Olgę Tokarczuk, ale o laureata Nobla z fizyki, który powiedział, że w ciągu trzydziestu lat ludzie nawiążą kontakt z życiem pozaziemskim. I, że osobiście nie wierzy, byśmy we Wszechświecie byli sami, skoro jest tyle gwiazd, galaktyk i planet.
Perspektywa istnienia kosmitów jest interesująca. Szczególnie w zderzeniu z wypowiedziami tych naukowców, którzy twierdzą, że widząc jak świat jest skomplikowany, a jednocześnie jak logiczne są prawa natury, DNA, prawa fizyki, nie wierzą, by nie było siły inteligentnej, która ów Wszechświat stworzyła. A więc według naukowców możliwe, że istnieją kosmici, a także, że istnieje Bóg. Dla ludzi wierzących oczywista oczywistość. Oczywistością nie jest za to droga, którą papież Franciszek prowadzi Kościół. Myśląc o sprawach ostatecznych nie można nie wspomnieć mogącym mieć znaczenie dla całego Kościoła katolickiego Synodzie dla Amazonii. Podczas jego trwania mówi się o jakiejś formie kapłaństwa, w której na księży mają być wyświęcani żonaci mężczyźni, a także o nowym rycie liturgicznym zaczerpniętym z rytuałów indiańskich. Z całym szacunkiem dla wielokulturowości w sytuacji, gdy zmarginalizowano tradycyjną liturgię, a w Kościele trwa realny kryzys, działania w Amazonii są przynajmniej niezrozumiałe. Tak, czy inaczej w ciszy wyborczej jest nad czym się zastanawiać. Byle tylko uniknąć poniedziałkowego kaca.