I tak – mamy ultraekologów, w skórzanych kurtkach, po kilku kebabach krzyczących o ochronie zwierząt. Są ultrakatolicy, zdradzający współmałżonków na potęgę. Ale zjawiskiem chyba najbardziej rozczulającym są celebryccy męczennicy pisowskiej władzy. Narzekający na straszliwe męki, w jakich znalazła się nasza umęczona Ojczyzna pod rządami „Kaczora dyktatora”. Płaczący nad utraconą III RP, chcący, by „było tak, jak było”. Pełni pięknych słów o demokracji, konstytucji, wolności, prawach człowieka. Wygłaszający płomienne mowy na temat sytuacji w kraju. Jedną ręką wygrażający na demonstracjach „pislamistycznej” dyktaturze. A drugą wyciągający skwapliwie po dotacje z państwowych instytucji, urzędów, spółek. Pobierający granty. Głośno krzyczą o upolitycznieniu mediów publicznych. Oczywiście wieczorami, na spotkaniach autorskich, tudzież na imprezach. Bo za dnia wykonują pracę na rzecz tychże publicznych mediów.
Zdarzyli się celebryci, którzy narzekają na dyktaturę po np. utracie pracy na planie serialu państwowej stacji. Demokratyczne przebudzenie nastąpiło u nich trzy lata po zmianie władzy… można się oczywiście z wymienionych postaw śmiać. Ale całkiem na serio, jest w nich coś bardzo smutnego. Bo albo bezideowi fanatycy mają w ocenie rządów PiS rację – idziemy w kierunku dyktatury, III Rzeszy itd., ale wtedy ich gra w serialach, ich praca w rządowych mediach i branie kasy od rządu jest zwykłym draństwem, zdradą, a ostre protesty zagłuszaniem sumienia, albo żadnej dyktatury nie ma, władza ma wady jak każda inna, a państwo celebryci o tym doskonale wiedzą, ale protest ma charakter rytuału, szopki, na którą nabrać się mają jedynie naiwni. Obie wersje nie świadczą zbyt dobrze o tzw. elitach.