"Super Express": - Zaczyna się otwieranie zawodów. Na pierwszy ogień poszli taksówkarze, którzy już głośno przeciwko temu protestują. Obawiają się utraty pracy, nadmiernej konkurencyjności, a nawet "śmierci zawodu". Ich obawy są uzasadnione?
Przemysław Wipler: - Każda grupa zawodowa chciałaby sama decydować o tym, ile osób będzie wykonywało ten zawód i czy ktoś nowy może wejść w ich szeregi. I prawie zawsze kończy się tym, że woli ona zachować status quo, bo zmiany wiążą się z odwiecznymi prawami rynku - większa liczba osób świadczących usługę zwiększa konkurencyjność oraz zmniejsza ceny. Tego oczekują klienci, a tego obawiają się usługodawcy. Po prostu jak ktoś jest jedynym piekarzem w mieście, to chciałby, żeby taki stan rzeczy trwał wiecznie. Wtedy nawet nie musi martwić się o jakość wypieku.
- Tylko czy dopuszczenie ludzi z zewnątrz, być może przypadkowych, nie wiąże się z ryzykiem zmniejszenia jakości usług?
- Na otwartym, dojrzałym rynku jest miejsce i na słabe, tanie firmy, i na mocne, z lepszym asortymentem, z inną ceną. Idea polega na tym, by to klient decydował, z usług jakiej firmy skorzysta. Obawy są więc przesadzone. Trzeba za to skończyć z absurdami, np. właśnie taksówkarze, żeby móc zacząć uprawiać zawód, muszą zdawać egzamin nie tylko z topografii miasta, ale też np. z BHP czy prawa pracy. Tymczasem najważniejsze jest, by świadczyli dobrą usługę.
- Głosy krytyki w sprawie deregulacji płyną również ze środowisk prawniczych. Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej nazwał ten projekt "polityczną ściemą", bo jego zdaniem dostęp na aplikacje i tak zwiększył się już w wystarczającym stopniu wraz ze zmianami z 2005 roku.
- W tym projekcie chodzi o to, by skrócić czas otrzymania uprawnień do wykonywania zawodu. Teraz zajmuje to za dużo czasu i ogranicza młodym ludziom wejście do zawodu.
- A zarzut o upolitycznienie całego przedsięwzięcia?
- To bzdura, bo zmiana prawa to jest zawsze proces polityczny. Istotne jest, w czyim interesie te decyzje są podejmowane - czy w interesie uprzywilejowanych grup interesów, czy obywateli? Deregulacja zawodów jest w interesie ogółu Polaków.
- Pojawiają się jednak głosy, że liczba 380 regulowanych zawodów jest przesadzona, bo np. lekarze są rozbici na 46 specjalizacji, a zawody związane z górnictwem dobijają do liczby 100. Tym samym - według części ekspertów - Polska wcale nie jest nadmiernie regulowana.
- Tyle że taką opinię wydała również Unia Europejska i to na podstawie jej danych Fundacja Republikańska przygotowała raport, w którym pojawiała się liczba 380. Według standardów unijnych przodujemy w regulacji zawodów, a co więcej w ogóle nie zastosowaliśmy się do jej zaleceń, by zwiększyć dostępność zawodów. Obecne kroki są po prostu niezbędnym nadrabianiem zaległości.
Przemysław Wipler
Poseł Prawa i Sprawiedliwości