Przemysław Wipler

i

Autor: ARCHIWUM Przemysław Wipler (34 l.), poseł PiS: - Trzeba być codziennie przygotowanym, bo nie znamy dnia ani godziny. Ale jeśli koniec świata miałby nastąpić 21 grudnia, to zabrałbym żonę na kolację. Nigdy nie mamy czasu się gdzieś wybrać. Monika Baczkowska (26 l.): - Rzuciłabym wszystko i poleciała do Tajlandii. Sama! Rozległa plażą, słońce i ciepłe morze. Czego więcej można chcieć... Kacper Stonicki (25 l.): - Napadłbym na bank w stroju wielkiego homara. A później uciekł z tym na wyspę Wolin i ukrywał się przed policją, wydając skradzione pieniądze. Edyta Warzecka (30 l.), właścicielka sklepu internetowego: - Chciałabym zapewnić swojej rodzinie szalone dni. Żeby to zrobić, sprzedałabym mieszkanie, wypłaciłabym z konta wszystkie pieniądze.

Przemysław Wipler: To skakanie na główkę do basenu bez wody

2013-01-14 3:00

Prezentujemy kolejny głos w debacie "Super Expressu" na temat przyjęcia euro przez Polskę

"Super Express": - Według sondaży prawie 2/3 Polaków nie chce euro. To ludzie będący niewolnikami eurosceptycznych fobii czy twardzi realiści?

Przemysław Wipler: - Polacy czerpią wiedzę nt. euro od członków swoich rodzin, którzy masowo wyjechali za pracą do krajów, gdzie od lat funkcjonuje wspólna waluta. To oni przekazują im informacje, jak odczuwane są przez mieszkańców tych państw skutki przyjęcia euro i jak bardzo sceptycznie są wobec tej waluty nastawieni. Polacy wiedzą więc, że w tej chwili wchodzenie do strefy euro przypomina skakanie do basenu na główkę. O ile jeszcze kilka lat temu wszyscy zastanawiali się, ile wody jest w tym basenie, to dziś wiadomo już, że żadnej wody tam nie ma.

- Czyli Polacy nie czują się samobójcami i stąd ten sceptycyzm?

- Wiedzą, że strefa euro jest mechanizmem, w którym biedni muszą ratować bogatych. Przecież Grecja czy Portugalia to kraje od nas bogatsze, a chce się, żeby Polska ratowała ich gospodarkę.

- To ludzkie emocje, mniej lub bardziej uzasadnione. Natomiast jeśli strefa euro przetrwa, zapowiada się jako dobrze wyregulowany klub, w którym warto być.

- Wielu tych, którzy zajmują się teoretycznymi podstawami istnienia wspólnej waluty, dostrzega, że nie ma w Europie szans na funkcjonowanie takiego bytu. Nasz kontynent musiałby być jednorodnym obszarem gospodarczym, bez istniejących obecnie głębokich różnic w rozwoju. A te różnice wychodzą ze szczególną siłą po wprowadzeniu wspólnej waluty i działają na niekorzyść krajów mniej rozwiniętych gospodarczo.

- Jeżeli będziemy wchodzić do euro, to tylko jako silna gospodarka, bo bez tego nas do eurolandu nie przyjmą. Wtedy nie skorzystalibyśmy z dobrodziejstw wspólnej waluty?

- Euro przynosi dobrodziejstwa przede wszystkim gospodarkom, które są eksporterami netto. W ten sposób głównym beneficjentem wspólnej waluty w obecnym kształcie są Niemcy. Kraje, które więcej importują niż eksportują, są trwale narażone na recesję, co przykład Grecji pokazał aż nadto wyraźnie.

- Zwolennicy szybkiego wstąpienia do strefy euro podnoszą również argument, że bycie w niej to gwarancja odgrywania kluczowej roli w ramach Unii.

- To pusty argument. Zaletą bycia w UE jest swobodny przepływ ludzi, kapitału, pracy i usług, i dobrze się stało, że możemy z tego wszystkiego korzystać. W UE potrzebujemy jak najwięcej wolności i różnorodności. Nie potrzebujemy mechanizmów, w ramach których niemieccy i francuscy finansiści będą ustalali, jak mają wyglądać stopy procentowe w Polsce i ile będziemy płacić za kredyty. Do tego się to bowiem wszystko sprowadza. Nie jesteśmy istotnym centrum finansowym i ponad naszymi głowami ustalano by takie rzeczy. Na to nie możemy sobie pozwolić i Polacy intuicyjnie o tym wiedzą. Dlatego tak bardzo przeciwni są naszemu byciu w UE.

Przemysław Wipler

Poseł PiS