"Super Express": - Skąd pomysł na zgłaszanie policji zaginięcia premier Ewy Kopacz?
Dr Jarosław Krajewski: - Może to nie była najmądrzejsza akcja, ale jest to wyraz desperacji kolegów, którzy nie widzą żadnego kroku ze strony władz w kierunku rozwiązania konfliktu. Uważamy, że kryzys jest już na tyle poważny, że pani premier powinna się nim zainteresować. Niestety nie mieliśmy żadnych informacji, a nawet przecieków, że Ewa Kopacz chce to zrobić. Co więcej, nie ma też chęci Ministerstwa Zdrowia, by podjąć mediacje zaproponowane przez związek Pracodawcy RP.
- Co jest tak naprawdę największym problemem tych reform?
- Nieodmiennie to, że problem kolejek, czyli obciążenia pracą i odpowiedzialnością lekarzy specjalistów, zmienia się na problem kolejek i obciążenia pracą i odpowiedzialnością lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Bez analizy, czy ten system to wytrzyma. Mamy dość szczupłe kadry, dość zaawansowane wiekowo. I liczba tych pacjentów, wraz z dodatkowymi badaniami, ma nagle, z dnia na dzień wzrosnąć. Bez znacznego obniżenia standardów opieki nad pacjentem jest to nierealne.
- Podobno "traktujecie pacjentów jak zakładników"?
- To nieprawda. Negocjowaliśmy wiele miesięcy, spotykając się chyba dziewięć razy w ministerstwie. I przecież to minister Arłukowicz zerwał negocjacje, a nie my! Lekarze nie mogą podpisywać umów, które szkodzą ich pacjentom.
- Minister Arłukowicz mówi, że większość jakoś mogła podpisać. Podkreśla, że opiera się tylko "część lekarzy z jednej organizacji".
- To nieprawda, protestują lekarze z wielu organizacji. Wystąpimy dziś na konferencji prasowej m.in. wraz z przedstawicielami Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i Izby Lekarskiej, by pokazać, że negatywna ocena zmian jest szersza. My może jesteśmy bardziej widoczni, bo działamy dość solidarnie, ale mówimy głośno to, co mówią też inni.
- Ministerstwo podkreśla, że występowaliście ze skandalicznymi żądaniami, na które nie mogło się zgodzić. Weźmy ten pomysł z opłatą od pacjentów za przekroczenie progu...
- Pomysł współpłacenia to wcale nie było nasze żądanie. To nie był warunek zawarcia ugody! To była uwaga rzucona podczas negocjacji z ministrem, gdy głośno rozważane było to, w jaki sposób funkcjonuje to w innych krajach. Przykre, a nawet żenujące jest to, że jedna strona przedstawia jakąś uwagę z dyskusji jako nasze żądanie. Minister rozegrał to dość brutalnie... Cóż, nie wiedzieliśmy, z kim negocjujemy, teraz już wiemy.
- A co z żądaniem co drugiej środy wolnej?
- To wcale nie miała być wolna środa. Pomysł został rzucony w odpowiedzi na konieczność podnoszenia kwalifikacji lekarzy. Zaproponowano, by szkolenia odbywały się w ramach kontraktu w godzinach pracy, tak jak się to dzieje np. w Irlandii. Skoro byłby to wymóg NFZ i co środę połowa pracowników byłaby na szkoleniu? Przedstawianie tego jako "żądanie wolnego dnia" albo wymówki do urwania się z pracy to coś skandalicznego. Wbrew temu, co mówi minister Arłukowicz, to też była część dyskusji, a nie nasze "żądanie" ani warunek zawarcia ugody!
- Przed laty PO będąca w opozycji poparła Porozumienie Zielonogórskie. I zawiązaliście taki antypisowski sojusz. Pojawił się wasz reprezentant w ministerstwie, pojawiły się plakaty wyborcze PO w gabinetach lekarskich...
- Osobiście nigdy nie byłem członkiem żadnej partii. W tamtych czasach byliśmy młodą organizacją, która wierzyła, że partia, która ma szanse przejąć władzę, może być sojusznikiem, który wywiąże się ze swoich obietnic. Po tamtym doświadczeniu nie zdarzyło nam się już wchodzić w takie romanse. Politycy dbają o takie sprawy tylko wtedy, gdy widzą w tym korzyść polityczną dla siebie bądź konkretnej grupy wyborców. Teraz wolimy raczej urabiać świadomość, a nie wchodzić w sojusze.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail