Wszyscy dystansują się od Platformy i biorą udział - świadomie lub nie - w akcji "bij Tuska". Biorą udział, choć część z nich mocno zaznacza, że to dla dobra Platformy i premiera. Bo jeśli nie Platforma, to kto? Przecież nie PiS.
Co jest przyczyną tego rozczarowania i przyzwolenia - na rzecz jeszcze do niedawna niewyobrażalną - krytykę Donalda Tuska? Po pierwsze - marnie prowadzona, a i tłumaczona polityka ekonomiczna rządu. Zrobić sobie wroga - bo takie jest odczucie społeczne - z prof. Balcerowicza, to jedna z największych porażek PO. Po drugie - zlekceważenie emocji, jakie budzi do dziś, nie tylko wśród elektoratu PiS, katastrofa smoleńska. I jeśli gdzieś szukać prapoczątku medialnej akcji "bij Tuska", to w spóźnionej reakcji premiera na konferencję Anodiny i jednostronne oskarżenia Polaków. Sytuację próbował naprawić marszałek Grzegorz Schetyna - przyznając, że brak szybkiej reakcji to błąd, a to... obróciło się przeciw szefowi rządu, bo podkreśliło jego i Platformy słabość.
I ta słabość premiera w obliczu historii smoleńskich zaważyła. Bo nawet ci, dla których jakość postępowania Tuska w tej sprawie nie była najważ-niejsza, dostrzegli, że jakość innych działań też szwankuje. I tak się zaczęło. Sondaże raz są dla PO przychylne, raz nie. Nie musimy im wierzyć. Ale wierzy im PO. A one mówią, że słabość smoleńska Tuska osłabiła - czy tylko sondażową? - pozycję Platformy.