"Super Express": - Uporządkował pan już mieszkanie po przeszukaniu CBA?
Paweł Piskorski: - Bez przesady, to nie był nalot w gestapowskim stylu. Przeglądano wszystko na spokojnie.
- Czego szukano? Oficjalnie sprawa dotyczy antyków, które w 1990 roku w tajemniczy i szczęśliwy sposób uczyniły pana bogatym człowiekiem.
- Tylko oficjalnie, bo to wszystko wielokrotnie już wyjaśniano i jakiekolwiek zarzuty dawno by się przedawniły. I powodu powrotu do sprawy sprzed dwudziestu lat nie było. Finałem dochodzenia urzędów skarbowych było zresztą orzeczenie sądu z listopada 2009. Stwierdzono w nim, że nie ma podstaw do kwestionowania umowy z antykwariuszem. I mimo świeżej decyzji sądu prokuratura znów to drąży. To podwójny skandal.
- Prokuratura ma postawić panu zarzuty fałszowania umowy z antykwariuszem.
- Poszukiwanie oryginału tej umowy to pretekst. Przekazałem go zresztą urzędowi skarbowemu w latach 90. Agenci z dużym zainteresowaniem, drobiazgowo, przeglądali wszystkie dokumenty prywatne i polityczne. Choćby te z czasów mojej aktywności w PO, Unii Wolności czy KLD. Ewidentnie na zasadzie "a może jednak coś znajdziemy". A może ten Piskorski ma trupa w szafie? Albo skrzynkę złota?
- Wie pan, wokół pana majątku narosło sporo legend i tajemnic. Też chciałbym mieć takie szczęście w ruletce. Albo spotkać we właściwym czasie właściwego antykwariusza
- Wszystkie te wymyślne zarzuty drobiazgowo badano. Przez tyle lat żaden nie okazał się prawdą. Jestem czysty i nie mam nic do ukrycia. Niestety, po słowach prokuratora krajowego Edwarda Zalewskiego mam przekonanie, że to sprawa nadzorowana i sterowana z góry. Stwierdził, że "Piskorski i tak będzie miał postawione zarzuty". Zalewski to osoba z nominacji Platformy. Oczywiste jest, kto to nadzoruje, jak i kontekst sprawy. Dopóki trzymałem się z daleka od polityki krajowej, nikt się mnie nie czepiał. Prokuratura zaczęła działać, gdy Andrzej Olechowski pojawił się jako kandydat mogący rywalizować z Tuskiem.
- Prokuraturą i CBA sterują w tej sprawie politycy Platformy albo sam premier?
- Boją się konfrontacji ze mną, gdyż nikt ode mnie nie zna lepiej ich samych, jak i ich działań. Platforma używa służb przeciwko swoim rywalom politycznym, robiąc to samo, za co krytykowała PiS. Tyle że używa ich w białych rękawiczkach, bez udziału kamer.
- Rysuje pan wizję rządów Donalda Tuska jako quasi-dyktatorskich i godzących w demokrację. Przecież wspierał go pan przez lata.
- Zagrożenie demokratycznego stylu uprawiania polityki bierze się z dwóch rzeczy. Pierwszym jest charakter polityków. I charakter Tuska może niepokoić. To człowiek, który usuwa swoich współpracowników na różnych etapach. Mający wizję polityki taką, jak w starożytnym Rzymie. Wielokrotnie z dużym zadowoleniem opowiadał, że w triumwiratach polegała ona na tym, który z triumwirów zabił pozostałych. Zagrożeniem jest też używanie instrumentów państwa. Rozkazywanie prokuraturze i służbom: tego złapcie, tego przesłuchajcie, tamtego zdyskredytujcie przeciekiem
- W pańskim przypadku padł taki rozkaz? Może pan to udowodnić?
- Nie mam bezpośrednich dowodów na ingerencję PO. Bardzo dobrze znam jednak Tuska. I uśmiechy premiera nie przykryją takich spraw. Nie są też przypadkiem choćby wydarzenia w SD. Moi przeciwnicy wielokrotnie powoływali się na życzliwość ludzi z Platformy. Załatwienie spraw po ich myśli. To nie przypadek, że prokuratura wraca nagle do spraw sprzed dwudziestu lat, w chwili mojego powrotu do polskiej polityki.
- Twierdzi pan, że jest czysty i nie ma sobie nic do zarzucenia. To może niech Platforma drąży i szuka? Skoro i tak nic nie znajdzie?
- Ale skoro posuwają się do takich rzeczy, więc mogą posunąć się do prowokacji. Na przykład odnajdzie się rzekomy świadek czy przestępca, który po kilku latach coś sobie przypomni. I w zamian za złagodzenie kary zacznie opowiadać głupoty. Mówić to, co mu każą. Przecież zdarzały się już w Polsce takie sprawy. W normalnych demokracjach to niedopuszczalne. Platforma Obywatelska w kontrze do PiS zapowiadała, że to zmieni. Odcinała się od tego stylu, obiecała odpolitycznienie CBA i prokuratury. Zmieniło się tyle, że stanowiska obsadzili politycy PO. I robią to samo.
- Na razie są tylko zarzuty o fałszerstwie.
- Tuż po przeszukaniu prokurator Zalewski beztrosko stwierdził, że zarzuty i tak będą mi postawione. Świadczy to o bezpośrednim nadzorowaniu tej sprawy. I żaden zarzut mnie nie zdziwi. Cóż z tego, że oskarżenie o sfałszowanie umowy z antykwariuszem wygram w sądzie? Stanie się tak po pięciu latach i do tej pory będę politykiem podejrzanym. Samo nawet bzdurne oskarżenie będzie dla mnie obciążeniem. Co więcej, w opiniach niektórych polskich dziennikarzy takie pomówienia ciągną się znacznie dłużej niż w normalnych demokracjach. To są podwójne standardy, bo często stosują je osoby, które do niedawna były wobec podobnych sytuacji bardzo krytyczne. Atakowały PiS za rzucanie nieuzasadnionych podejrzeń. Dziś, kiedy to samo robi Platforma, wręcz ją tłumaczą. Wybielają, a nawet przyłączają się do ataku. Niestety, część środowiska dziennikarskiego działa właśnie w ten sposób. I z tym dopustem bożym trzeba się zmierzyć.
Paweł Piskorski
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego. Współzałożyciel Platformy Obywatelskiej