"Super Express": - Podobno detektory ekspertów znów wskazały na obecność materiałów wybuchowych na miejscu katastrofy smoleńskiej?
Kpt Marcin Maksjan: - Rzeczywiście, spektrometry ruchliwości jonów zachowywały się podobnie jak w trakcie jesiennych badań próbek i wykazały materiały wybuchowe.
- Podobno biegli skalibrowali je tak, żeby skorygować czułość instrumentów, by znów pochopnie nie wskazywały np. trotylu. I mimo to wykazały...
- Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie i nie mam informacji, w jaki sposób je skalibrowali biegli. To będzie wiadomo po powrocie prokuratora z Rosji. Podkreślmy jednak, że nie musi to wcale oznaczać obecności materiałów wybuchowych, takich jak trotyl. Przypominam, że laboratoryjne badania 258 próbek pobranych w Smoleńsku jesienią nie wykazały obecności materiałów wybuchowych, czyli wskazania spektrometrów okazały się błędne.
Ppłk Janusz Wójcik: - Dodajmy, że nie mieliśmy kontaktu z biegłymi, w związku z czym nie mamy informacji co do procedur stosowanych przez nich w tych urządzeniach.
- Kolejną informacją jest to, że próbki, które pobrali polscy eksperci, nie będą musiały trafić, tak jak poprzednio, na kilka miesięcy do Moskwy, tylko trafią prosto do Polski.
- Metodyka w takiej sytuacji jest taka: pobiera się podwójny garnitur próbek i jeden trafia do Polski, a drugi pozostaje w dyspozycji organów rosyjskich. Nie mogę jednak komentować kuchni tego procesu...
- Dlaczego wcześniej nie można było osiągnąć zgody, żeby próbki "polskie" trafiały bezpośrednio do nas?
- Takie są oficjalne normy międzynarodowej pomocy prawnej. Należy podkreślić, że jeżeli dojdzie do skutku owo przewiezienie próbek bezpośrednio do Polski, to będzie to przełom w tej standardowej procedurze. Wyjątek od reguły, w której wszystko musi przejść oficjalną drogę w danym kraju. W Rosji trwało to zazwyczaj kilka miesięcy.
Ppłk Janusz Wójcik
Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej
Kpt Marcin Maksjan
Prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej