"Super Express": - Coraz głośniej o możliwym odwołaniu Jacka Rostowskiego ze stanowiska ministra finansów. Wierzy pan, że słowa staną się ciałem?
Prof. Krzysztof Rybiński: - To nie jest kwestia wiary, ale oceny skutków działania ministra. A ta ocena jest bardzo negatywna.
- Trudno nie dostrzec negatywów działalności pana ministra. Ale czy dymisja ta, jeśli do niej dojdzie, będzie jedynie chwytem PR-owym?
- Jako ekonomista mogę przede wszystkim zrobić bilans kadencji ministra. O ile przyjemnie się rządziło przez sześć lat, zadłużając Polskę szybciej niż Edward Gierek, o tyle, kiedy przychodzą czasy, kiedy trzeba ponieść tego konsekwencje, bo dług zaczyna za mocno ciążyć, zabiera się do rozmontowywania II filaru i przejada po raz kolejny fundusz rezerwy demograficznej. Polacy dowiadują się w końcu, do czego prowadzi taka polityka gospodarcza, której architektem jest pan minister.
- Nad wszystkimi ministrami pieczę trzyma premier. Rostowski jest wyjątkiem w tym rządzie?
- W mojej ocenie w tym przypadku ogon macha psem. Polityka gospodarcza ostatnich sześciu lat była kreowana w Ministerstwie Finansów pod pieczą ministra, sami wiecie którego. Była kreowana w taki sposób, żeby zwiększać słupki popularności PO, a nie kreować stabilny wzrost gospodarczy.
- Rostowski stał się dziś obciążeniem dla słupków popularności PO?
- Niespecjalnie interesują mnie słupki poparcia tej czy innej partii. Nie mam natomiast wątpliwości, że jest on obciążeniem dla Polski, ponieważ kontynuacja w najbliższych dwóch latach jego polityki gospodarczej, którą zaprojektował i wdrażał, jest zagrożeniem dla naszego kraju.
- Powracamy do pytania, czy premier nagle się poznał na tej polityce Rostowskiego i dlatego chciałby go odwołać. Byłoby to o tyle dziwne, że minister cały czas miał wolną rękę, a tu się może okazać, że do niczego się nie nadaje. Dlatego wydaje się, że premier - doceniając po cichu wysiłek Rostowskiego, by utrzymać gospodarkę na powierzchni, poświęci go jednak na ołtarzu walki o poparcie wyborców.
- Polacy przez sześć lat mieli chleb i igrzyska, a teraz igrzyska się skończyły i chleba zaczyna brakować. Trudno się więc dziwić, że naród się po prostu wkurzył. Złość obywateli wymusza na premierze zmiany. Stoimy przed pytaniem, czy przyjdą nowi ludzie i zrobią porządne reformy, czy u władzy pozostaje stary układ, który wymyśla nowe igrzyska, żeby zająć czymś Polaków. Rozumiem, że wymiana kilku ministrów to kolejny chwyt medialny. Całe szczęście, jesteśmy zbyt mądrym narodem, żeby dać się nabrać, że stara ekipa na dwa lata przed wyborami dokona nagle zwrotu i wdroży skuteczne reformy.
- Czy tak się stanie, to kwestia tego, kto przyjdzie do rządu. Może premier zdecyduje się na kogoś lubianego i odważnego. Ma pan jakieś typy?
- Nie wiem, kto mógłby się podjąć tej misji, ale ktokolwiek by to był, w wyniku polityki Jacka Rostowskiego i schedzie po niej, ryzykuje postawienie przed Trybunałem Stanu. Może być to bowiem osoba, która nie będzie miała szans, żeby zadłużanie Polski zatrzymać.