Pawłowicz już bez ochrony SOP
Poranny wyjazd do Trójmiasta, kilka godzin w Sopocie i już po szesnastej powrót do stolicy. Prof. Krystyna Pawłowicz tak kocha morze, że zdecydowała się nawet na jednodniową eskapadę pociągiem. Zauważyliśmy, że sędzi nie towarzyszył tym razem żaden ochroniarz. - Pierwsza rzecz jaką zrobił Kierwiński to odebranie mi ochrony SOP. Bez uprzedzenia, z dnia na dzień, tuż przed świętami Bożego Narodzenia w ubiegłym roku. A ciągle czuję się zagrożona. Bywa, że nawet plują mi pod nogi – skarży się był posłanka. Jednak w Sopocie zdarzały się tez miłe spotkania, prośby o zdjęcie, a nawet uściski od przygodnie napotkanych sympatyków.
W zasadzie nigdzie już nie wychodzę
Była posłanka Prawa i Sprawiedliwości mówi nam, że od kiedy nie ma ochrony, niemal nigdzie już nie wychodzi. - Najgorzej jest w większych skupiskach ludzi, np. w centrum Warszawy. Jak była ochrona to się powstrzymywali przed niemiłymi komentarzami, czy nawet wyzwiskami. Dlatego w zasadzie nigdzie nie już wychodzę. Podjeżdża samochód TK i wiezie mnie, jak mam załatwić jakąś sprawę, np. do banku. Zdarzają się też wiadomości w stylu: "niedługo Twój koniec”, czy „pakuj manatki” - zdradza nam Pawłowicz.