"Super Express": - Wieść gminna niesie, że to Beata Szydło, a nie Jarosław Kaczyński, miałaby być kandydatem PiS na premiera i lada dzień oficjalnie będzie to ogłoszone. Ile w tym prawdy?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: - Pan redaktor chyba wie więcej niż ja.
- Nie wierzę, że tak ważna dla PiS osoba jak pan wie mniej niż ja.
- O ile wiem, to decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły. Jarosław Kaczyński mówił, że wiele zależy od prezydenta elekta, bo to on wskaże premiera. Niemniej nie można wykluczyć, że to Beata Szydło będzie kandydatem PiS na szefa rządu. Jest kompetentną osobą i stoi za nią sukces kampanii Andrzeja Dudy. Osobiście uważam, że byłaby dobrym kandydatem na premiera.
- I byłoby to chyba korzystne dla PiS, skoro wybory prezydenckie pokazały, że młodsze twarze niekojarzące się z tzw. pisowskim radykalizmem mogą przekonać do siebie wyborców.
- Przede wszystkim nie przeciwstawiałbym pokoleń, a także nie robiłbym rozróżnienia na tych umiarkowanych i radykalnych, co bardzo lubią robić media. Przecież nawet Platforma mówi i robi dziś rzeczy, które jeszcze niedawno uznane by były za radykalne. Dowodem na to postulaty, że trzeba wzmocnić polską armię, albo to, jak dziś ocenia ta partia Rosję. Wracając do PiS, to ktokolwiek by był jego twarzą, pewne sprawy nie znikną. Nie chciałbym bowiem takiej reakcji PiS, że teraz dostosowujemy się do nastrojów społecznych, w dużej mierze kreowanych przez media mainstreamowe, ale podejmujemy zagadnienia ważne z punktu widzenia państwa i patrzymy przede wszystkim na kompetencje poszczególnych ludzi, a nie metryki czy ich medialny wizerunek.
- Potrzeba jest też pewna gra polityczna. PiS, marząc o przejęciu władzy, musi rozszerzyć swój elektorat poza swoich bezkrytycznych wyborców i uśmiechnąć się do wyborców centrowych, którzy niekoniecznie muszą lubić Jarosława Kaczyńskiego.
- To wszystko prawda. Ale rozumiem zwycięstwo Andrzeja Dudy jako chęć zmian. To samo ujawniło się także w poprzednich wyborach, choćby do Parlamentu Europejskiego, kiedy dostali się do niego ludzie Korwin-Mikkego. Dziś nastroje Polaków są inne, niż były kilka lat temu. Ludzie chcą działań naprawczych, nie chcą ciepłej wody w kranie i stabilizacji w takim duchu, w jakim to prezentuje Platforma. Dziś zdobywanie środka nie odbywa się jedynie przez uspokajanie i zapewnianie, że nic się nie zmieni. Na tym przegrał przecież Bronisław Komorowski.
- Dla PiS zdobywanie środka miałoby chyba oznaczać, że twarze kojarzące się z pierwszą linią frontu wojny PO-PiS miałyby się odsunąć nieco w cień. Wybory prezydenckie chyba wyraźnie pokazały, że tej wojny wielu ma już serdecznie dosyć. A jednak Jarosław Kaczyński czy Antoni Macierewicz to jej uosobienie. Beata Szydło takiego bagażu nie ma.
- Cóż, cały system rządzenia PO polegał na tym, że się straszy PiS. Teraz wszyscy zastanawiają się, czy tzw. paliwo antypisowskie już się wyczerpało, czy nie. Platforma głosiła politykę miłości, a jednocześnie uprawiała politykę podziału. To, jak pan to zarysowuje, to nietrafna, ale dominująca narracja. Osobiście znam Jarosława Kaczyńskiego jako polityka nastawionego na konsensus, co zresztą najlepiej ilustruje pogodzenie się w wieloma politykami, którzy wcześniej PiS opuścili. Widać, że zależy mu na zgodzie. W ogóle w przekazie medialnym nie zwracano uwagi na stronę merytoryczną PiS, zawsze doszukiwano się jakiegoś radykalizmu.
- Politycy PiS muszą jednak brać pod uwagę to, jaki obraz ma ich partia, i niejako się do tego dostosować. Taką próbą - udaną - był Andrzej Duda, któremu trudno było przypiąć łatkę radykała. Podobnie może być z Beatą Szydło. Jej osoba w roli kandydata na premiera mogłaby pomóc w zwycięstwie?
Na pewno byłaby doskonałym kandydatem. Tak samo jak doskonałym kandydatem jest Jarosław Kaczyński. Ponieważ dziś jest tak, że uwaga opinii publicznej skupiona jest na zwycięskich wyborach prezydenckich, to nieprzypadkowo kandydatura Beaty Szydło się pojawia. Ludzie bardzo się zmieniają. Tak jak kampania prezydencka ukształtowała nowego prezydenta, tak na pewno pani prezes Szydło nabrała jeszcze większego doświadczenia politycznego. Ludzie rosną wraz z zadaniami. Jest taki element mistyczny w polityce, który jest zupełnie nie do przewidzenia.
Zobacz: Polacy w Turcji. Z męża zrobili bandziora ze mnie chorą psychicznie