"Super Express": - Na razie Amerykanie uciekają od oficjalnych przeprosin po niefortunnej wypowiedzi prezydenta Obamy o polskich obozach śmierci. Czy powinniśmy ostrzej zareagować na ten incydent?
Prof. Zbigniew Lewicki: - Nie, zdecydowanie nie. Nie możemy prosić o przeprosiny, bo tak po prostu nie wypada. To sprawa Obamy i Amerykanów, by poradzili sobie z tym problemem. Pytanie dodatkowe brzmi: czy była to niekontrolowana wpadka, czy też celowe zrobienie przykrości.
- Co pan ma na myśli?
- Wolałbym nie snuć domysłów, ale warto przypomnieć, że już kiedyś administracja Obamy popisała się równie przykrym dla Polaków posunięciem, ogłaszając wycofanie programu tarczy antyrakietowej z Polski... 17 września, czyli w bardzo bolesną dla nas rocznicę ataku ZSRR na Polskę. Trudno mi po prostu uwierzyć, że były to dwie wpadki.
- Czyli może warto zareagować ostrzej?
- Mimo wszystko uważam, że nie warto mieszać tej niewątpliwie skandalicznej wypowiedzi Obamy ze stosunkami między Polską a Ameryką.
- Wczoraj w rozmowie z "Super Expressem" Edward Lucas stwierdził, że te słowa to kolejny symptom osłabienia relacji polsko-amerykańskich w ciągu ostatnich trzech lat.
- Zawsze byliśmy traktowani przez Amerykę jako jej dużo mniejszy partner i ciężko mówić, że kiedykolwiek nasze relacje były w pełni partnerskie, że rozmawialiśmy jak równy z równym. Byłoby to zaklinanie rzeczywistości. Mówiąc o relacjach Polski ze Stanami Zjednoczonymi, trzeba mówić o stosunkach wielkiego mocarstwa ze średniej wielkości europejskim krajem. Stąd tego typu wpadki nawet nie powinny nas specjalnie dziwić.
- Tyle, że Obama - w przeciwieństwie do swoich poprzedników - wykazuje generalnie znacznie mniejsze zainteresowanie Europą, więc chyba nie zaprzeczy pan, że wraz z objęciem przez niego stanowiska te relacje uległy zmianie.
- Myślę, że w wypadku Polski nie aż tak bardzo, ale gdy mówimy o szerszym, europejskim kontekście, to już z pewnością tak. Tyle, że również tutaj dostrzegałbym inne tendencje, które występują w Ameryce, i to niezależnie od barw politycznych. Stany Zjednoczone wracają do swojej polityki sprzed II wojny światowej, kiedy to w Europie były obecne w stopniu minimalnym. Ich naturalnym polem ekspansji i interesów jest Azja. Tam leży przyszłość i to tam swój wzrok i wysiłek kierować będą w najbliższych latach Amerykanie.
- Co więc stanie się z Europą?
- Z roku na rok będzie coraz mniej Ameryki w Europie i to się już zaczęło. Obama nie uczestniczy w wielkich szczytach unijnych, w ogóle bardzo rzadko bywa na Starym Kontynencie. Po prostu Stany Zjednoczone nie mają tutaj wielkich interesów, a co więcej, to Europa żyła - w kwestiach obronnych - na jej koszt wiele, wiele lat. Teraz, w czasach kryzysu, Ameryka postanowiła przestać utrzymywać na swoim garnuszku bezpieczeństwo Europy. I z tym problemem będzie trzeba się prędzej czy później zmierzyć.
Prof. Zbigniew Lewicki
Amerykanista