"Super Express": - Wraz z zespołem ekonomistów przy Prezydencie RP zaproponował pan rozwiązanie problemu frankowiczów. Sami kredytobiorcy są nieco zaskoczeni tą dość skomplikowaną propozycją...
Prof. Zbigniew Krysiak: - Problem, który musimy rozwiązać, jest znacznie poważniejszy niż tylko zadłużenie frankowiczów. Powiedzmy, że kurs franka będzie rósł. I przekroczy kolejne poziomy: 4,5 i kolejne, np. 5 zł za franka. Wraz z tym będzie rosła liczba kredytów niespłacalnych. I według moich symulacji będzie to generowało takie straty dla banków i klientów, że dojdzie do kryzysu gospodarczego. I propozycje przedstawiane przez nasz zespół mają zapobiegać temu kryzysowi.
- Kurs realnie może wzrosnąć do poziomu 5 zł?
- Tego oczywiście nie wiemy. Wiemy jednak, że można wykupić bardzo drogie ubezpieczenie ryzyka kursowego np. powyżej poziomu 4,5. Jeżeli jest drogie, to znaczy, że eksperci i banki uznają je za jak najbardziej realne. Nie patrzymy zatem na problem tylko z perspektywy frankowiczów czy ich kompromisu z bankami. Oczywiście banki narozrabiały, prowadziły wiele rzeczy bardzo źle, nie reagował też nadzór finansowy ani państwo. Te instytucje zawiodły. Możemy czekać na kryzys albo zareagować. Czekanie oznacza ryzyko bankructwa wielu frankowiczów, ale też banków. I chaos, którego nie da się kontrolować.
- Możliwości odwalutowania uratują sytuację?
- Jest propozycja kilku wariantów. Osobiście uważam, że trzeba zredukować zadłużenie kredytobiorców. LtV, czyli stosunek wartości kredytu do wartości mieszkania, się zmniejszy, co pozwoli np. wielu klientom na zamianę większego mieszkania na mniejsze. Zmniejszenie zadłużenia składa się z dwóch elementów: odwalutowanie, czyli odejście od obecnego wysokiego kursu franka, oraz drugiego - jakim były spready.
- Na których banki oszukiwały klientów, zawyżając ceny.
- Hm... Może nie były to bezprawne, ale nieuprawnione działania banków, na których zarobiły aż 5,5 mld zł. Gdyby stosowały rynkowe kryteria, toby tego nie zarobiły. I można to zinterpretować tak, że powinny to zwrócić. Te dwa elementy dają ok. 45 mld zł, które mogą pozwolić na redukcję zadłużenia kredytobiorców w walutach.
- Banki nie zaprotestują?
- My proponujemy, żeby to zabezpieczenie rozłożyło się na banki, ale też na klientów i budżet państwa. Choć faktycznie na klientów najmniej, na poziomie np. 10 proc. kwoty.
- Wielu klientów uważa, że zostali oszukani przez banki.
- Tak, ale każdy klient miał też świadomość ryzyka kursowego. 10 proc. to jest obciążenie symboliczne, w zamian jednak za olbrzymie oddłużenie. Gdyby DTI, czyli stosunek wysokości raty kredytu do zarobków kredytobiorcy, był niższy, to ten procent mógłby wzrosnąć. Dzięki temu mamy sprawiedliwy podział kosztów. Banki ponosiłyby od 75 do 90 proc. kosztów. Oczywiście rozłożone w czasie, kwota nie mogłaby być zbyt duża, by spowodować ujemne wyniki sektora bankowego. I tu byłaby partycypacja budżetu.
- Podkreśla pan, że to propozycja, która ma pomóc frankowiczom, ale także bankom w obliczu przyszłego bankructwa i chaosu. Mówi pan to, przewidując na kilka, kilkanaście lat do przodu. Co najmniej od czasów Lehman Brothers wiemy, że wielu menedżerów interesuje maksymalny zysk roczny, przekładający się na ich grube premie. To, co będzie z bankiem za kilka lat, mają w nosie. Nie zaprotestują?
- Kontaktowałem się już z bankami i było spore zrozumienie, odpowiedzi nie były niechętne... Jeżeli nie wprowadzimy takiej ustawy, to będzie tsunami dla gospodarki. Kryzys wywoła falę bankructw lub programów naprawczych w bankach. Kredyty z LtV powyżej 100 proc. to już kwota powyżej 70 mld zł, z czego średnio jest to 120 proc. wartości nieruchomości. To naprawdę jest groźne systemowo. Przy wzroście kursu franka to może być nokaut dla systemu. I do banków to dociera.
Zobacz: Zbigniew Ziobro w WIĘC JAK: PO wydawała 500 zł w restauracjach my wydajemy je na dzieci