Prof. Zbigniew Ćwiąkalski: Nie ma obiektywnej miary wyliczenia zadośćuczynień

2011-10-26 22:00

"Super Express": - Biznesmen Leszek Czarnecki i jego żona, gwiazda telewizji Jolanta Pieńkowska, wygrali proces przeciwko portalom za publikację zdjęć i informacji "naruszających ich cześć". Sąd uznał, że mogły one naruszać też prestiż osób "powszechnie znanych i majętnych". Zastanawiam się, czy informacja o pałacu i lotach prywatnym samolotem wartym 14 mln dolarów ten prestiż podważa?

Prof. Zbigniew Ćwiąkalski: - Informacja o tym, że ktoś buduje pałac, skoro jak państwo Czarneccy pałac budował, nie może być podstawą do takiego procesu. Problemem były tu raczej nieprawdziwe informacje, jak ta o "sali balowej", bądź te godzące w dobre imię małżeństwa - jak ta o jej rzekomej zazdrości i zakazaniu mężowi lotów samolotem ze stewardesami.

- Sam fakt, że portale, a nawet media zajmują się osobami powszechnie znanymi, wynika przecież z prestiżu bądź majątku tych osób.

- Tak, ale sąd musi rozważać, że z jednej strony jest prestiż biznesmena, a z drugiej np. pani Dody. Wszystkie te osoby są znane, ale każdy inaczej. Inne rzeczy mogą być dla ich interesów szkodliwe. Oczywiście, trudno mi dyskutować o szczegółach, gdy nie znam materiałów sprawy, które miała do dyspozycji sędzia.

- Sędzia Krystyna Gromek w uzasadnieniu wyroku stwierdziła, że "im wyższy prestiż osób pomówionych, tym wyższa powinna być sankcja ekonomiczna". W uszach laika brzmi to jak przyznanie, że ludzie nie powinni być równi wobec prawa. Że w oczach sądu są lepsi i gorsi...

- Nic podobnego! Może tak to brzmieć, ale nie można tego tak odbierać! Sędzia staje tu przed sytuacją, w której ma osobę publicznie znaną, prowadzącą rozliczne interesy. W tych interesach jakieś nieprawdziwe informacje mogą wymiernie mu zaszkodzić. Stąd podejście, w którym ewentualna szkoda jest większa w przypadku osoby szerzej znanej niż np. w procesie kogoś znanego tylko lokalnie.

- Jak sędzia sobie radzi z tym "miernikiem prestiżu", oceniając, czyj prestiż ucierpiał bardziej lub mniej?

- Rzeczywiście sędziowie stają tu przed problemem. Nie ma żadnych obiektywnych miar i nie można tak wyważyć. Istotny jest kontekst, okoliczności, cel publikacji.

- Nie powinno nas razić, że sędzia Gromek uznaje za "umiarkowaną oraz adekwatną do stopnia winy" kwotę 200 tys. zł za napisanie kilku zdań o pałacu Jolanty Pieńkowskiej, a inny sąd przyznaje panu Tomaszowi z Łodzi odszkodowanie 28 tys. zł za rok niesłusznie spędzony za kratkami?

- Wiem, jakie reakcje wzbudza zestawienie tych kwot. W kategoriach prawnych czym innym jest jednak zadośćuczynienie w przypadku państwa Czarneckich, a czym innym wysokość odszkodowania w przypadku, o którym pan wspomniał. Jeżeli dana osoba wyliczyłaby swoje straty, które poniosła w związku z niesłusznym aresztem, np. zamknięcie firm, stratę klientów i zysków, to sąd mógłby zasądzić wyższe kwoty. Są wypadki, jak choćby Grzegorza Ślaka, byłego prezesa elektrowni Trzebinia, który pozwał Skarb Państwa o 13 mln zł odszkodowania za 4 miesiące aresztu.

Prof. Zbigniew Ćwiąkalski

Prawnik UJ, były minister sprawiedliwości