"Super Express": - Jak pan ocenia zdecydowane opinie o dowódcach AK, które padają przy okazji rocznicy? Głosy, że należałoby ich skazać, że to była zbrodnia...
Prof. Andrzej Roszkowski: - Jako historyk i jako obywatel oceniam to jako głupie gadanie. Dziś łatwo siedzieć na kanapie i rzucać takie kawiarniane "mądrości". Decyzja o wybuchu była oczywiście niedobra. Z dzisiejszego punktu widzenia, choć również wtedy można było się domyślać. Należałoby zapytać, czy powstanie i tak nie było mniejszym złem?
- A było?
- Kiedy słyszę różnych mędrków oskarżających dowództwo AK o rozpoczęcie beznadziejnej walki, odwróciłbym pytanie. Dlaczego mieli nie rozpoczynać walki? Taka intelektualna "łatwizna" jest możliwa, gdy nie rozumie się kontekstu, w którym powstanie wybuchło. Wszystkich okoliczności i dylematów. Schemat Powstania Warszawskiego zastosowano nie tylko u nas. Także w Paryżu. Tamto powstanie stało się mitem założycielskim współczesnej Francji.
- To prawda, tyle że tam byli alianci, a nie kolejni okupanci.
- I to pytanie, na ile w 1944 roku alianci mogli bądź powinni wierzyć Sowietom w wojnie z Niemcami. Dziś z perspektywy 60 lat łatwo przekreślać takie rzeczy lekkim stwierdzeniem. Przy okazji budując mity.
- Mity takie jak?
- Choćby ten, że gdyby powstanie nie wybuchło, ta wspaniała młodzież z AK przeżyłaby i działała dla kraju.
- Mit dość powszechny w PRL...
- Sami komuniści, którzy to opowiadali, wiedzieli, że żołnierze AK byliby straceni, bo wywiezieni na Wschód przez Sowietów. Jeszcze przed wybuchem powstania trafiło tam 40 tysięcy AK-owców! Ludność cywilna może ucierpiałaby mniej, ale skąd niby to wiemy? A Festung Breslau?
- Niemiecką obronę Wrocławia przed Sowietami?
- To porównanie nigdy nie będzie dokładne, ale tam Niemcy nie liczyli się nawet z rodakami. Podczas ewakuacji zginęło ok. 90 tysięcy ludzi! Dlaczego mieliby się liczyć z warszawiakami z Festung Warschau? Może straty byłyby mniejsze, ale w krytyce powstania to wygodnie się pomija.
- Komuniści krytykowali decyzję o wybuchu powstania, ale sami do niego nawoływali...
- Było wezwanie Radia Moskwa. Nastawienie młodych z AK było też takie, że zapewne nie wszyscy, ale część ruszyłaby wbrew rozkazom. Wtedy na czele powstania stanęliby komuniści z Armii Ludowej.
- Dlaczego ci sami, którzy lekko przekreślają dowódców powstania, wytykając beznadziejność sytuacji, nie robią tego w sprawie 1939 r. i Hitlera? Mogliby powiedzieć, że przymierze z III Rzeszą pozwoliłoby uniknąć strat i nieszczęść. Taka sama logika.
- Bo to dużo trudniejsze, choć byli i tacy publicyści, którzy uważali, że trzeba było się sprzymierzyć z Hitlerem. Poważna analiza takich scenariuszy jest trudna, gdyż historia nie jest nauką laboratoryjną. Wszelkie poszlaki wskazują jednak na to, że wszelki sojusz z Niemcami byłby jeszcze gorszy.
- W krytyce dowódców powstania pojawia się też dziwna zbieżność. Politycy komunistyczni i postkomunistyczni krytykują dowództwo AK tym samym językiem co skrajni endecy w rodzaju Jędrzeja Giertycha czy wręcz zwolennicy kolaboracji z Niemcami jak Jan Emil Skiwski.
- Oczywiście to często niezamierzone, ale jest też wynikiem kryterium wstępnego. Endecja i komuniści zawsze wykazywali naturalną prorosyjskość. Stąd zbieżność, o której pan mówi, nie powinna dziwić.
Prof. Wojciech Roszkowski
Historyk, SGH i Collegium Civitas