Prof. Wojciech Materski

i

Autor: Andrzej Rybczyński Prof. Wojciech Materski Politolog i historyk, Uniwersytet Warszawski

Prof. Wojciech Materski: Unia Euroazjatycka wygląda bardzo niepoważnie

2014-05-31 4:20

Czy Unia Euroazjatycka, którą firmuje Władimir Putin, stanowi przeciwwagę dla Zachodu i czy stanowi zagrożenie dla naszych interesów?

„Super Express”: - Unia Euroazjatycka, w skład której wchodzą Rosja, Białoruś i Kazachstan w końcu się ukonstytuowała. Ma być ona odpowiedzią na Unię Europejską i kolejnym biegunem na mapie światowych mocarstw. Na ile te plany, za którymi de facto stoi Władimir Putin, się spełnią? Czy ten blok ma szansę zostać konkurencją dla Unii Europejskiej?
Prof. Wojciech Materski: - Ten pomysł, w swoim pierwotnym założeniu, oparty był przede wszystkim o Rosję i Ukrainę. Bez Ukrainy, nawet jeśli nie traci on całkowicie sensu, to jest wersją ułomną. Buńczucznie zapowiedziano przystąpienie do unii Armenii, które zaplanowane jest na czerwiec, oraz Kirgistanu do końca stycznia. Zapowiedziano specjalne stosunki tej unii z Wietnamem, Indiami, Chinami – to jest kierunek zainteresowań politycznych. Pytanie czy Rosja, która ma tak kolosalne problemy ekonomiczne, będzie w stanie to pociągnąć. Nie sądzę, żeby Nazarbajew chciał inwestować w ten projekt. Spodziewa się raczej zysków, nie nakładów. Płatnikiem netto w tej Unii Euroazjatyckiej byłaby Rosja, którą nie bardzo na to stać.
Po co to Rosji?
To próba ratowania prestiżu. Było to głównym punktem strategii Putina, mającej na celu powrót Rosji na pozycję globalnego mocarstwa, takiego neo-ZSRR, którego się wszyscy boją i które ma bardzo ważny głos w świecie. Ale w tej wersji wygląda to bardzo niepoważnie. Choć dłużej powołania Unii Euroazjatyckiej nie można było odkładać. Być może ma to kontekst właśnie ukraiński – zobaczcie, co tracicie. Do UE nie wejdziecie, bo warunków unijnych nie spełnicie jeszcze przez wiele lat, a u nas już byście byli.
Na razie jednak to struktura dość rachityczna. Żadne umowy polityczne nie zostały podpisane. Zgodzono się jedynie co do ogólnych kwestii gospodarczych.
Tak naprawdę nie do końca wiadomo, co podpisano. To ogromny dokument, którego szczegółowej zawartości nie znamy. Niemniej, ma pan rację, że mamy do czynienia w wielu aspektach z ramową umową, w której więcej jest z pobożnych życzeń, niż dopiętych instytucji, struktur, mechanizmów i prawodawstwa z tym związanego. To wszystko musi dopiero nastąpić i będzie się to tworzyć w bólach i przez wiele lat. Nie sądzę też, żeby Rosja mogła to efektywnie pociągnąć.
W tej formie Unia Euroazjatycka trochę przypomina mi ZBiR – powołany pod koniec lat 90. Związek Białorusi i Rosji. Miało być coś na kształt superpaństwa, z którego do dziś zostały głównie otwarte granice między oboma krajami.
To celne spostrzeżenie, ponieważ ZBiR to jest protoplastą Unii Euroazjatyckiej. Okazał się jednak drogą w jednym kierunku. Łukaszenka ciągnął to, póki mógł. Nakręcał sobie nieprawdopodobną inflację, która powodowała, że z Rosji drenował pieniądze.
No właśnie, drenowanie Rosji wydaje się kluczową sprawą. Unia Euroazjatycka ma być czymś na kształt byłego ZSRR z tym, że teraz to nie metropolia będzie drenowała peryferie, ale peryferie metropolię. Mówiąc prościej, Moskwa będzie finansować swoich wasali.
Oczywiście, Unię Euroazjatycką należy rozpatrywać nie w kategoriach efektywności, ale kategoriach symboliki, prestiżu i wpływu na odbiorę wewnątrzrosyjskiego, który rośnie w dumę widząc aneksję Krymu, aktywną rolę Rosji na Ukrainie, integrację Europy i Azji – jednym słowem jesteśmy potęgą. Ranking popularności Putina skoczy zapewne do ponad 90 proc. A potem zobaczymy. Kiedy przyjdą rachunki za finansowanie swojej potęgi, może już nie być tak wesoło.
Unia Euroazjatycka mimo nowych szat będzie kolejnym wcieleniem modelu postsowieckiego, w którym Rosja kupuje sobie lojalność swoich sojuszników wsparciem finansowym i preferencyjnymi warunkami dostaw surowców energetycznych. Wielu ekspertów wskazuje jednak, że ten model się wyczerpuje z racji pogłębiającego się zacofania gospodarczego Rosji.
Nie dokona się to natychmiast. Wiele na pewno zależy od międzynarodowych rynków. Jeśli Arabia Saudyjska zrobi to, co zapowiada, czyli zwiększy wydobycie ropy naftowej, cena baryłki spadnie nawet poniżej 100 dolarów, dla Moskwy będzie to katastrofa. Natomiast jeśli ceny będą się utrzymywać lub iść lekko w górę, to rosyjska gospodarka będzie się się mocno ślimaczyć. W każdym razie Unii Euroazjatyckiej nie powinniśmy się obawiać.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Prof. Wojciech Materski. Politolog, historyk. Specjalizuje się w historii ZSRR i stosunkach polsko-sowieckich, dziejach Gruzji i Zakaukazia

Nasi Partnerzy polecają