"Super Express": - W wywiadzie, którego udzielił pan dla dziennika "Die Welt" pojawia się wypowiedź, w której stwierdza pan, że większym zagrożeniem w czasie II wojny światowej dla działaczy ruchu oporu takich jak pan byli sąsiedzi - Polacy niż niemieccy żołnierze. Już pojawiają się głosy, że to niefortunna wypowiedź, szczególnie że miała miejsce w niemieckiej prasie...
Prof. Władysław Bartoszewski: - To jest moje prywatne odczucie jako świadka historii. W każdym systemie policyjnym ewentualny zdrajca w otoczeniu jest dużo bardziej niebezpieczny od umundurowanego wroga.
- Takie zestawienie jest pana zdaniem stosowne? Jest pan sekretarzem stanu w Kancelarii Premiera Tuska i pana głos może zostać odebrany jako oficjalne stanowisko rządu...
- Nie ma to nic wspólnego z bieżącą polityką. To sprawa sprzed 70 lat. A wtedy tak po prostu było. Osoba, która obserwuje, jest podejrzliwa i chce zaszkodzić, jest w stanie zrobić rzeczy, której żaden żandarm się nie podejmie. Wroga w mundurze każdy widzi. Jednak jeśli osoba, którą pan zna - kolega lub sąsiad - jest świnią i draniem, to zanim się pan spostrzeże, jest w stanie zagrozić pańskiemu bezpieczeństwu, a nawet życiu.
- Nie jest to woda na młyn dla tych w Niemczech, którzy chcieliby relatywizować historię i pomniejszać własne przewiny? Jeżeli Polacy bardziej bali się samych siebie niż najeźdźców, to okupacja nie była aż taka straszna...
- Rozmawiałem z Glauckiem ponad dwie godziny i nie wiem, co wydrukował z tego, o czym rozmawialiśmy. Znam go i uważam go za bardzo życzliwego Polakom. W moim przekonaniu jest jednym z najbardziej wiarygodnych korespondentów, jakich mamy w Polsce.
Przeczytaj koniecznie: Bartoszewski o Auschwitz: Komendant mówił "Komin to jedyna droga ucieczki na wolność"
- Rozmawialiście panowie o Janie Karskim...
- Tak, jego książka wkrótce pojawi się w niemieckich księgarniach. Znałem go i dlatego Glauck zwrócił się do mnie, żebym opowiedział, jakim go zapamiętałem. Chciałem też pomóc Niemcowi zrozumieć, w jakich warunkach przyszło nam działać, żeby nie popełnił żadnych błędów w mówieniu o tym czasie. Karski to postać, która tylko bywała w okupowanej Warszawie, ale jego wkład w poinformowanie świata o sytuacji w Polsce był ogromny. My działaliśmy na miejscu i chciałem również pokazać, jak to zapamiętaliśmy.
- Wkrótce pojawi się kolejna książka Tomasza Grossa. Stawia ona Polaków w roli katów. Czy pańska wypowiedź nie wpisze się w klimat pokazywania Polaków w złym świetle?
- Co to ma do rzeczy? Pomagałem Żydom, jeszcze zanim matka Grossa poznała jego ojca. Mamy zresztą zupełnie inne spojrzenie. Zajmuję się historią, a nie taktyką polityczną, bo jestem bezpartyjnym badaczem. Nie pozwolę sobie ograniczać swobody swojej wypowiedzi, ponieważ niczego się nie wstydzę.
Prof. Władysław Bartoszewski
Żołnierz AK, więzień Auschwitz, uczestnik PW