"Super Express": - Po szczycie w sprawie Grecji dominuje optymizm. To koniec problemów?
Prof. Witold Orłowski: - Ależ skąd! Nie ma powodów do hurraoptymizmu. Zgodzono się na wiele rzeczy stabilizujących sytuację. Pożar chwilowo ugaszono i można się z tego cieszyć. Dobrze, że zaczęto rozmawiać, gdyż do tej pory uchylano się od wspólnych decyzji. Zgodzono się też na propozycję Angeli Merkel, by dołożyły się do tego banki.
Kryzys w Grecji: Co to oznacza dla Polski i Polaków TANIE WAKACJE i EURO NAJWCZEŚNIEJ ZA 5 LAT
- Na Zachodzie komentuje się, że bardzo dobrze, bo banki i instytucje finansowe są winne sytuacji...
- Winni są wszyscy, choć wina nie jest równo rozłożona. Sami Grecy, bo nie można się tak zadłużać. Banki, bo udzielały kredytów wiedząc, że nie ma szans na spłatę. Banki mówią jednak, że winne są rządy. Np. niemiecki, który zachęcał je do pożyczania Grecji, sugerując, że jakoś ubezpiecza te transakcje. Rzecz w tym, by wyciągnąć wnioski na przyszłość, a nie wskazywać winnych.
- I jak te wnioski brzmią?
Powiedzmy, że wierzymy bankom, że pożyczały po sugestiach ze strony niemieckiego rządu. Jeśli teraz stracą, to ważne jest to, by w przyszłości powiedziały politykom, że nie ulegną i nie pożyczą. Powołując się na dzisiejszy przykład.
- Tylko że teraz banki musiały się zgodzić na tę lekcję.
- Oczywiście, to plan nieco pod przymusem. Banki wolałyby, żeby całość musieli zapłacić podatnicy. Alternatywą było jednak opodatkowanie banków.
- Pan wielokrotnie podkreślał, że Grecja powinna zbankrutować.
- Tak, gdyż bankructwo w tym momencie jest próbą dopomożenia Grecji. Będzie mogła się rozwijać na nowo, nieobciążona nadmiernym długiem. Sugerowanie, jak straszne może być bankructwo Grecji, opierało się na obawie przed ucieczką inwestorów z innych krajów strefy euro. Dotąd to się nie sprawdziło. I pewności nie ma, ale uważam te lęki za przesadne.
- Tyle że kiedy sugerowano bankructwo tego kraju kilka tygodni temu, przyjmowano tę propozycję dość histerycznie. Skąd ta zmiana?
- Przeciwny był europejski bank centralny, obawiając się o cenę, jaką zapłacą banki. Stąd sugestie, że po zgodzie na bankructwo Grecji może dojść do paniki na rynku. Niemcy nie dały się zastraszyć. I słusznie. Grecja może zbankrutować, a paniki nie ma. Ci, którzy mają greckie obligacje, pogodzili się, że nie odzyskają pieniędzy w całości.
GRECJA: Zamieszki w Atenach - Anarchiści walczą z policją – ZDJĘCIA
- Odizolowano Grecję, by jak sugerowano "zaraza się nie rozszerzała" na Portugalię czy Irlandię?
- Tego jeszcze nie wiemy. Myślę, że strefa euro zgromadziła na tyle duże pieniądze, że sytuacja znalazła się pod kontrolą.
- Wielu Polaków, patrząc na kryzys w Grecji i kłopoty strefy euro, myśli sobie, "jakie szczęście, że nas w strefie euro nie ma". Mają rację?
- W danym momencie jest korzystne. Nie musimy przykładać się do ratowania Grecji. W dłuższej perspektywie warto jednak pamiętać o kilku rzeczach. Choćby o tym, że stabilna waluta pozwala nie martwić się wahaniami franka...
- Nie przesadzajmy. Z frankiem to raczej medialna histeria niż problem.
- Zgadzam się, te kredyty są wciąż tańsze niż w złotych i sprawa jest bardziej rozdmuchana. Zawsze jest jednak obawa o to, czy kurs znowu nie skoczy. Są jednak inne rzeczy. Silna waluta oporna na inflację jest korzystniejsza dla gospodarki. Mając euro, bylibyśmy też dopuszczeni do stołu, przy którym zapadają najważniejsze decyzje w UE, choćby dotyczące budżetu.
- Grecji niespecjalnie ta obecność pomogła...
- Cóż, tak jak z dobrym samochodem. Jeżeli będziemy go nieodpowiednio używać, możemy nawet się zabić. Z tego, że Grecy nie umieli używać dobrego pieniądza, nie wynika, że nie warto go mieć.
Prof. Witold Orłowski
Członek Rady Gospodarczej przy premierze