"Super Express": - Premier w wywiadzie dla Polsat News powiedział, że nie ma miejsca na obniżanie podatków i że może tylko przepraszać, że wcześniej domagał się ich obniżania. Powinien przeprosić? Czuje się pan oszukany?
Prof. Witold Orłowski: - Nie, nie czuję się oszukany. Uważam, że oczekiwanie obniżek podatków i wiara w obietnice polityków są naiwnością.
- Ale po co najpierw mówić jedno, a potem robić drugie?
- To należy do folkloru politycznego. Tak samo jak np. obietnice wybudowania milionów mieszkań. Powinniśmy się do tego przyzwyczaić i nauczyć się nie traktować takich obietnic zbyt poważnie.
- Do folkloru politycznego należy też to, że politycy rzadko przyznają się do zmiany poglądów...
- Premier się przyznał, bo to jest oczywistość. Od 2008 roku cały świat pogrążony jest w kryzysie gospodarczym. Przy dobrej koninkturze ten rząd być może próbowałby spełnić choć część obietnic dotyczących podatków. Ale przy koniunkturze, jaka była w ostatnich latach, było to nie do zrealizowania. A przynajmniej nie bez jakichś drastycznych zmian w strukturze gospodarczej, czyli np. cięcia wydatków. Wszyscy, którzy patrzą na gospodarkę trzeźwym okiem, wiedzą, że nie ma teraz miejsca na obniżanie podatków.
Przeczytaj też: Podatki zasilają wspólną kasę
- Niektórzy komentatorzy pytają, czy premier czasem nie przygotowuje nas stopniowo na podwyżkę podatków. Które podatki rząd mógłby jeszcze podnieść?
- Nie sądzę, żeby premier chciał to zrobić. Jest w Polsce duże zrozumienie co do tego, że w świecie, w którym żyjemy, w którym jest ogromna walka o pracowników, próby dalszego podwyższania podatków ograniczają wzrost gospodarczy i perspektywy rozwoju. Można się kłócić, czy wyjściem z sytuacji jest gwałtowne obniżanie podatków i cięcie wydatków, czy utrzymanie obecnego poziomu podatków i próba dostarczenia lepszej jakości usług. Premier najwyraźniej skłania się ku tej drugiej opcji. Nie mamy powodu obawiać się radykalnych podwyżek podatków.
- Podatek VAT był podwyższony do 23 proc. i mimo obietnic nie został ponownie obniżony do 22 proc. Ale podwyższanie podatków wcale nie oznacza większych wpływów do budżetu. Mamy do czynienia ze znacznym obniżeniem wpływów podatkowych, a udział podatku VAT w PKB jest najniższy w historii. Pomimo wyższej stawki tego podatku.
- Dlatego przede wszystkim należy skoncentrować się na zwiększeniu ściągalności podatków, które rzeczywiście powinny być płacone, i unikanie dziur w tej kwestii. Podwyższanie podatków to również jest działanie o charakterze kryzysowym. W przypadku VAT to nawet było określone jako kryzysowe podniesienie stawki. Dla wielu obserwatorów było jasne, że raz podniesiony VAT przez wiele lat nie będzie obniżany. Stan napięcia w finansach publicznych, który wymusił podwyżki VAT, nie minie po roku ani po dwóch, może trwać dłużej.
- Wpływy z podatków są coraz mniejsze, a z drugiej strony my jako podatnicy nie mamy pewności, że te środki są potem optymalnie wykorzystywane.
- To już dotyczy ogólnego problemu sprawności instytucji publicznych w Polsce i wydawania publicznych pieniędzy.
- Może to jest ten moment, że właśnie obniżenie podatków spowodowałoby zwiększenie wpływów do budżetu?
- Nie, to fantazja. Podatki w Polsce nie są jakoś dramatycznie wygórowane w porównaniu z innymi krajami. Na pewno nie ma powodu sądzić, że ktoś, kto prowadzi nielegalnie firmę i nie płaci podatku PIT, bo wynosi on 32 proc., zalegalizowałby firmę, gdyby stawka wynosiła 25 proc. Nie ma co się łudzić, że lekkie obniżenie podatków, a tylko takie wchodziłoby w grę, spowodowałoby znaczne ograniczenie szarej strefy i wzrost dochodów podatkowych.