- Co pana niepokoi najbardziej?
- To, że PiS nie rozumie współczesnych mediów. Pojawiają się różne pomysły na to, jaki charakter miałyby one mieć. Politycy tej partii sądzą, że media mają być albo propaństwowe, albo usłużne, albo edukacyjne. A przecież ich główną rolą jest kontrola. Władza musi dawać pieniądze na kontrolowanie siebie, a to się może PiS nie podobać. Nie wiem, jak z tego wybrną. Na razie daje się wyczuć przekonanie, że skoro dają pieniądze na media publiczne, to wymagają, żeby te media dobrze o nich mówiły. Tak być nie powinno.
- Myśli pan, że skok na media skończy się tylko zmianami personalnymi?
- Niestety, przewiduję, że PiS będzie próbował zmienić ustawę o mediach publicznych. Pomysły, by media publiczne stały się instytucją kultury, to prosty sposób, by jedną decyzją wiceszefa resortu kultury zmienić całe władze mediów publicznych. Gdyby tak się stało, to moglibyśmy ogłosić koniec mediów publicznych.
- Władze władzami, ale trzeba mieć też żołnierzy, którzy będą stali w mediach na straży doktryny. Czystka, jeśli chodzi o dziennikarzy, wydaje się nieunikniona?
- Jest jeszcze gorzej. Bo zamysły środowiska PiS sięgają dalej niż do mediów publicznych. Niedawno pojawił się list, który był ordynarnym donosem, wystosowanym przez tzw. dziennikarzy niepokornych do właścicieli TVN z prośbą, by zmieniono kierunek działań tej stacji i zwolniono niektórych dziennikarzy. Z czymś takim kuriozalnym jeszcze się nie spotkałem. Jak to jest, że bracia dziennikarze nie kierują swoich uwag do swoich kolegów po fachu, ale zwracają się prosto do właścicieli medium prywatnego z oceną ich pracy.
- Czyli należy się obawiać, że PiS ostrzy sobie zęby także na działalność mediów prywatnych?
- W PiS widać totalitarne zapędy pod hasłem "Wszystkie media nasze są". To może być niezwykle groźne. Możemy się bowiem znaleźć w sytuacji kontroli mediów przez nową władzę.
- Wracając do zmian w mediach publicznych, podejrzewa pan, kto ze znanych dziennikarzy może się z nimi pożegnać? Tomasz Lis - wiadomo. Wyrok został na niego w zasadzie wydany.
- Na giełdzie nazwisk, które pod władzą PiS mają się z mediami publicznymi pożegnać, rzeczywiście jest kilka osób. Mnie nawet nie tyle interesują personalia, co sam proces wskazywania dziennikarzy PiS nieprzyjaznych. Odbywa się on na zasadach sądów kapturowych. Wyrzucanie znanych dziennikarzy, którzy powiedzieli coś nie tak na temat PiS? To świadczy o zwykłej niskiej mściwości. Niby prezes Kaczyński zapowiadał, że mściwy nie będzie. O takich rzeczach nawet się nie wspomina, bo to po prostu nie powinno mieć miejsca. Jeśli tak się mówi, to znaczy, że się o tym myślało, ale głośno i ostentacyjnie robić się tego nie będzie.
- Czyli załatwią to po cichu?
- (śmiech) To pan powiedział.
Zobacz: NAJNOWSZE wyniki wyborów: Kaczyński traci, zyskuje Kukiz i Zjednoczona Lewica