"Super Express": - Niemcy, Niemcy, Niemcy. Wszędzie w polskich mediach są Niemcy. W związku z tym politycy PiS mówią, że trzeba repolonizować media. Czy w naszych mediach jest za dużo niemieckiego kapitału? Czy pan jako medioznawca widzi to i czuje?
Prof. Wiesław Godzic: - Taka była historia - kiedyś nasz sąsiad miał pieniądze, a my mieliśmy coś do sprzedania. Po kilku latach widać, że to dobrze funkcjonuje. W związku z tym nie wiem, po co zmieniać właściciela. To jest tak zwany casus belli - znajdziemy jakikolwiek przypadek żeby dowalić, bo chcemy dowalić. Osobiście nie widz ę w ogóle problemu z tym listem, nie wiem, dlaczego zyskał on taki rozgłos - była to normalna, korporacyjna wypowiedź szefa.
- Wyjaśnijmy, że chodzi tu o list Marka Dekana, szefa koncernu Ringier Axel Springer, który napisał do polskich dziennikarzy zatrudnianych przez tę firmę m.in.: "Wyłącznym zwycięzcą nie jest jednak Donald Tusk, tak jak Kaczyński nie jest jedynym przegranym. Razem z Tuskiem wygrali Polacy, wszyscy ci, którzy są dumni z przynależności do UE". I ja, jako dziennikarz nienależący do tego koncernu, odczytuję te słowa jako pewną daleko idącą wskazówkę dla dziennikarzy RAS o tym, jak oni mają myśleć. Bo jak będą myśleli inaczej, to być może ten wielki prezes powie im, żeby poszli myśleć inaczej gdzie indziej.
ZOBACZ: To Jarosław Kaczyński rządzi Polską
- Pan doskonale wie, że gazety mają pewną linię programową i rzeczywiście zaczyna się ona pewnie od właściciela, wydawcy i wierchuszki dziennikarskiej. Do pracy w pańskiej gazecie nie przyjdzie ktoś, kto nie akceptuje - choćby na podstawowym poziomie - tego, co reprezentuje kierowany przez pana tytuł. Ludzie, którzy latami pracowali w tym koncernie, mówią, że nie ma takich wskazówek. A nawet gdyby były, to nie tak się je przekazuje.
- Nie do końca. Ludzie, którzy pracowali w "Forbesie", czyli gazecie należącej do tego wydawnictwa, powiedzieli, że musieli odejść z pracy, ponieważ napisali materiał, który nie podobał się niemieckiej centrali. Dotyczył on m.in. nieruchomości odzyskiwanych przez gminę żydowską.
- Czyli pieniądze.
- Czyli pieniądze. Naciski ze strony Niemców miały być tak znaczące, że redaktor naczelny "Forbesa" zdecydował się odejść.
- Moim zdaniem to ciągle nie jest powód, dla którego należałoby pozbywać się kapitału niemieckiego i robić aferę na pół Europy. W dodatku nie wiadomo, czy tego typu sprzedaż będzie zaakceptowana przez UE. W ogóle pojęcie "sprzedaży" pod lufami. nie wiem, dlaczego i jak to ma być zrobione.
- Zastanawiam się jeszcze nad czymś stricte politycznym. Gdybym próbował wejść w głowę polityków PiS, to być może myślą sobie tak: oto niemiecki kapitał, rządzony może trochę przez niemieckich polityków, mówi polskiej opinii publicznej za pośrednictwem polskich mediów, co ludzie mają myśleć. Co więcej, mówi też, żeby ten niedobry PiS nie był już dobry dla wyborców i żeby go być może nie wybierać.
- Jest tam na pewno zawarta opinia. W omawianym tu liście mówi się o tym, co myśli - jak rozumiem - miażdżąca czy też zdecydowana część Europy. Dla mnie ten fragment jest mniej ważny od tego, który następuje później. Mianowicie: że mamy oddziaływać tak, żeby Polska - my wszyscy, także dziennikarze - była na tym kursie szybkiego pociągu i nie została na parkingu. Dla mnie ta metafora parkingu jest ładna. Jednym słowem zamiast tej afery chciałbym, żeby nastały takie czasy, żeby rzecznik rządu powiedział: dziękujemy wam bardzo, nie będziemy stać na parkingu, wybierzemy się z wami w tę podróż. Jaka by to była piękna rzecz!
- Chciałby pan usłyszeć, że wybierzemy się w podróż, którą Niemcy chcą poprowadzić w roli lidera? Ale Polacy mówią: my chcemy sami decydować, jak pojedziemy, gdzie się ubierzemy i w co wsiądziemy.
- Niemcy mają troszkę więcej pieniędzy, kapitału, ludzi. Jak dotąd nam pomagali - przecież to do Niemiec mamy największy eksport. Nie rozumiem, po co zaczynać znów rotę "nie będzie Niemiec pluł nam w twarz". Po co?
- Na przykład po to, żeby upodobnić polski rynek mediów do rynku niemieckiego. A na nim polscy właściciele nie mają żadnych szans. Taka sprawa została opisana i dotyczyła przypadku jednego z tygodników sportowych - Polak próbował zainwestować swoje pieniądze w niemieckie media i okazało się, że w ogóle nie dostawał reklam. Nie dostawał, bo był Polakiem. I musiał zwijać interes. Bardzo podobnie jest we Francji.
- Myślę, że ochrona, która już istnieje, jest wystarczająca.
- Ta, która istnieje w Polsce? Nie potrzebujemy innej?
- Tak. Natomiast pamiętajmy, że Europa patrzy na to, w jaki sposób państwo pomaga firmom, np. jeśli chodzi o pomoc publiczną. Co więcej, tak naprawdę w ogóle nie mówimy o telewizji publicznej, gdy tymczasem jest tu ona największym i najważniejszym rozgrywającym. Co z nią? Gdzie są te trudności w zarządzaniu telewizją przez Polaków? Proszę też pamiętać, że nasz rynek medialny jest szalenie kruchy. Pamiętajmy, że za plecami mediów drukowanych jest też internet. I ruszać tę strukturę to najprawdopodobniej doprowadzić do jej końca.
- Do końca mediów w Polsce?!
- Do końca mediów drukowanych. Wielokrotnie ogłaszano, że to już koniec.
- To też wielokrotnie ogłaszano. Myślę, że gazety mogą przechodzić do internetu, choć może nie na zasadzie 1:1.
- To na pewno.
- Jak okiem medioznawcy wygląda ocena polityków PiS? Kiedyś niektórzy mówili, że oni są nieeuropejscy - nieeuropejsko wyglądają i mówią. A teraz jak na nich patrzę, to mam wrażenie, że są już całkiem europejscy.
- Nie wiem, przez co pan patrzy. Niedawno media obiegła informacja o tym, że marszałek Kuchciński i kilka innych osób będą pobierać lekcje zachowania medialnego. I bardzo dobrze, najwyższy czas. Ale pytał pan, jak oni wyglądają w moich oczach. Otóż niezbyt dobrze - te wszystkie niezapięte marynarki, ten spłoszony wzrok, który próbuje gdzieś wędrować, zamiast wpatrywać się w rozmówcę.
- Strach z panem rozmawiać.
- Kontakt wzrokowy jest najistotniejszy w komunikacji.
- A kto jest w PiS najlepszy medialnie?
- To jest taki pocałunek śmierci?
- A co tam, jedźmy!
- Pan Bielan się dobrze prezentuje.
- Ale on jest bardzo ugrzeczniony, nawet się zastanawiam, czy nie za bardzo.
- Myślę, że to pozory. Przecież to jest człowiek, który zamiast serca ma coś twardszego.
- A jak wypada PO?
- Też niedobrze, ale w innym sensie, bo kiedyś sympatyzowałem z tą formacją, a teraz trudno mi z kimkolwiek sympatyzować.
- Dlaczego kiedyś pan sympatyzował, a teraz już nie?
- Kiedyś głosowałem na PO, a teraz już nie.
- Tak, ale z jakiego powodu?
- Ponieważ nie podoba mi się brak pomysłu na wyjście z tej sytuacji. To musi być silne wodzostwo. Tymczasem pan Schetyna jest być może dobry dla partii, ale nie jest dobry dla mnie patrzącego z boku na lidera PO.
- Napisał pan w swojej książce, że następuje era dziennikarzy celebrytów. I że każdy dziennikarz, jeżeli chce być popularny, musi być celebrytą. Taka będzie przyszłość mediów - celebrycka?
- Taka już jest teraźniejszość mediów. I to nie musi być nic złego, rola celebrytów będzie ogromna. Bycie celebrytą nie jest niczym negatywnym, jest to nowa sfera publiczna - wszyscy chcemy być w światłach reflektorów. Warto to zjawisko sławy i fakt bycia kimś znanym wykorzystać do dobrych celów.