Wawrzyniec Konarski

i

Autor: archiwum se.pl

Prof. Wawrzyniec Konarski: Eskalowanie zimnej wojny domowej

2013-04-22 9:48

Nasi politycy to w dużej mierze rentierzy. Większość w ogóle nie myśli o powrocie do zawodu, który wykonywali wcześniej - ocenia politolog

"Super Express": - Premier Donald Tusk przyzwyczaił nas, że broni swoich ministrów nawet wbrew ekspertom i większości opinii. Ile razy miał już polecieć minister Arłukowicz? I nagle dymisja ministra Budzanowskiego. Było już tak źle, że nawet Tusk nie mógł go bronić?

Prof. Wawrzyniec Konarski: - Decyzje premiera to wypadkowa pozycji ministra w rządzie, w PO, a także osobistych preferencji szefa rządu. Premier ma świadomość, że nie jest łatwo wymieniać kogoś takiego jak Gowin, kto ma frakcyjne poparcie. Czy w poprzedniej kadencji Grabarczyk, który był przecież wybitnie nieudolnym ministrem. Budzanowski był do zwolnienia, gdyż niewiele za nim stało. Donald Tusk szuka takich osób, gdyż dzięki nim może wykazać, że jest skłonny do dokonania zmian w rządzie, choć przecież są osoby, których za nic nie odwoła. Podobnie postępował zresztą premier Jarosław Kaczyński.

- Politycy PO otwarcie mówią, że kolejni do wymiany będą ministrowie uznani za "wypalonych": Barbara Kudrycka (szkolnictwo wyższe) i Michał Boni (administracja i cyfryzacja). Czy nie jest szkodliwe utrzymywanie na stanowiskach ludzi wypalonych? Jaki jest ich zapał do pracy? Nie lepiej zmienić ich jak najszybciej i dać czas na oswojenie się z zadaniami następcom?

- Polska klasa polityczna jest niestety w zbyt dużym stopniu naznaczona piętnem rentierstwa politycznego. Ci ludzie myślą o polityce jak o desancie na coś. Zwróćmy uwagę, że większość z nich w ogóle nie myśli o powrocie do zawodu, który wykonywali wcześniej! Szukają kolejnych politycznych synekur, które będą dawały, bądźmy szczerzy, duże pieniądze...

- Europoseł łącznie może wyciągnąć niemal 50 tys. złotych miesięcznie...

- Właśnie. Utrzymywanie na stanowiskach tych uznanych za wypalonych to niestety dowód na dużą arogancję premiera. Lekceważy głos opinii publicznej i ekspertów, by udowodnić, że to on i nikt inny będzie spiritus movens wszelkich zmian. Nawet jeżeli sam dał sygnał, że ktoś jest wypalony, zamieniając w ten sposób ministerstwo w synekurę. Jako szef rządu i PO przyznaje sam sobie prerogatywy, po czym je sam realizuje.

- Prezydent Bronisław Komorowski w rozmowie z Konradem Piaseckim z RMF FM przyznał, że widzi po rządzie premiera Tuska "proces zmęczenia i pewnego zużycia". To jakiś sygnał dystansowania się od rządu?

- Prezydent wywołuje sympatyczne reakcje, ale nie umiem przewidzieć, czy przerodzi się to w znaczące zmobilizowanie wyborców. Ma też świadomość swoich słabości. I jego nastawienie do roli, którą ma sprawować, opiera się na długotrwałej pracy nad swoim wizerunkiem. Także testowania swojej pozycji za pomocą otoczenia. Sondaże dziś są jednoznaczne i jego rola spolegliwego arbitra może się przerodzić w stworzenie czegoś w rodzaju obozu prezydenckiego...

- Partii?

- Celowo nie mówię o partii. Prezydent od początku ma pewien sentyment do ludzi, którzy nie byli kojarzeni z Platformą, ale raczej z dawną Unią Wolności. To, co zaczął robić jako głowa państwa, to było tworzenie politycznego think tanku. W tym zespole są i byli działacze Unii Wolności, ale także dawnego PZPR, i byli ministrowie z różnych rządów oraz naukowcy. To grono nieźle przygotowane do pewnych analiz, ale brakuje tam frontmanów. Często eksponowany jest Tomasz Nałęcz, ale nie do końca sobie radzi. Jest przewidywalny i dość przaśny w swoich sądach.

- Prezydent będzie pracował nad tą pozycją dwie kadencje, po czym niewykrwawiony wejdzie na pobojowisko po wojnie PO z PiS?

- To może być jeden z wariantów. Inny to oferowanie usług rewitalizacji Platformy. Prezydent widzi bezradność rządu i nijakość PO. Tę rewitalizację będzie jednak konsultował z Tuskiem.

- Po drugiej kadencji Komorowskiego będzie co rewitalizować?

- Platforma jest partią nieideologiczną. Tusk to podkreśla, ale to nie jest zaletą. Nie chodzi o ideologię jako upór polityczny. PO wyzbyła się idei jako takich. Angażuje się w politykę ze względów merkantylnych i ambicjonalnych. Ta sytuacja będzie irytować, ale zarazem pogłębiać różnice w społeczeństwie. Mamy już podział smoleński, może dojść przypominanie o źle przeprowadzonej prywatyzacji, utrzymywanie się w Polsce regionów niedoinwestowanych...

- To był chyba świadomy zamysł Tuska. Polityka metropolitalna. Doinwestowane metropolie same z siebie miały podciągnąć resztę...

- I to wszystko pogłębia nierówności, tworząc w Polsce coś w rodzaju "zimnej wojny domowej". To określenie ma w sobie istotną groźbę. Przy braku dialogu między głównymi siłami politycznymi może się przełożyć na silne antagonizmy wśród ludzi. Wewnątrz regionów, grup wiekowych, zawodowych, rodzin...

- Zimna wojna "młodych, wykształconych z dużych ośrodków" z resztą?

- Na razie uśpiona, ale chciałbym, żeby nie przerodziła się w coś gorszego. Politycy pogłębili ten podział świadomie, by zapewniać sobie reelekcję. To fatalne dla państwa, pokazuje krótkowzroczność klasy politycznej, ale dla PO i PiS wygodne. Daje im dużą i wierną bazę wyborczą.

- Brzydzącą się drugą stroną i wrogą jej.

- To świadome napędzanie wzajemnej nienawiści wynikające z zamysłu taktycznego partii. I może się przełożyć na procesy społeczne, kończące się na ulicach. Obawiam się, że wizerunek drwiąco-sarkastyczny Platformy i fundamentalistyczny PiS ma na celu eskalowanie tych postaw.

Prof. Wawrzyniec Konarski

Politolog, Uniwersytet Jagielloński