"Super Express": - Raport otwarcia Kancelarii Prezydenta RP odebrał pan jako zemstę czy poczuł zażenowanie tym, jacy ludzie mogli pana otaczać u prezydenta?
Prof. Tomasz Nałęcz: - Od początku byłem zbulwersowany naruszeniem dobrych obyczajów przez ministrów prezydenta Dudy. Od jakiegoś czasu sugerowali kryminalne zachowania w kancelarii, zapowiadając, że w raporcie to pokażą. Takich insynuacji wcześniej nigdy nie było! Choć zmiany prezydentów często były pełne konfliktów politycznych. Pierwszy raz opluskwiono jednak insynuacjami poprzednika.
- Może wyborcy odbierają to jako naturalny audyt poprzedników? Może warto sprawdzać, by odstraszać nadużycia?
- Ależ ten raport to żenująca mieszanina półprawd! I mam kilka hipotez, dlaczego to opublikowano. Jedna tłumaczy szybkie przejmowanie państwa przez PiS. Polacy nie tolerują odbierania im wolności i te działania PiS wywołają kiedyś protesty. Przewidując, że były prezydent będzie jednym z protestujących, usiłuje się go opluskwiać wcześniej. Inną hipotezą jest odreagowanie osobistej niechęci prezesa Kaczyńskiego do prezydenta Komorowskiego.
- Skoro to opluskwianie, to te różne przedmioty się odnajdą?
- Poza kradzieżą trzech przedmiotów zabytkowych, na wszystko są protokoły, wszystko zostanie wyjaśnione. Najobrzydliwsze w tym raporcie są jednak półprawdy. W raporcie nie zająknięto się ani słowem, że minister Michałowski ograniczał bazę nieruchomości Prezydenta RP. Epatuje się cenami najmu mieszkań prezydenta i ministrów. Nie ma jednak ani słowa, że te ceny kilkakrotnie podniesiono właśnie za urzędowania pana Michałowskiego! Proszę zerknąć, ile płacili za te pomieszczenia pracownicy kancelarii do 2010 roku.
- Nie czepiałbym się mieszkań służbowych. Gdyby nie to, że prezydent Komorowski zajmuje je po niskiej cenie, a w tym samym czasie czerpie korzyści z jak najbardziej wysokiej, rynkowej ceny swojego mieszkania w Warszawie. Nie czuje pan tu pewnego zgrzytu?
- Nie chcę tego oceniać, bo dowiaduję się o tym z mediów. Nie uważam jednak, żeby było to nadużycie. Pewna życzliwość dla byłego prezydenta w okresie przejściowym jest zrozumiała. Podobnie jak należało wydać pewną kwotę na działalność prezydenta elekta. Epatowanie tymi informacjami przez kancelarię jest dziwne. Trochę, jakby ubogim ludziom świecić po oczach codziennym menu obecnego prezydenta.
- Pozostałe zarzuty?
- Jest sprawa willi w Klarysewie. Dlaczego stwarza się wrażenie, że Komorowski się z niej wyprowadził z meblami?! Przecież ani prezydent, ani jego ministrowie tam nie bywali! Od dawna traktowano ją jak magazyn. Jedyną osobą, która zainteresowała się w ostatnich latach jej wyglądem, był... Jarosław Kaczyński. Nie dziwię się mu, sam jestem ciekaw willi prominentów lat 70. Nawet żałuję, że też jej nie oglądałem.
- Jest też zarzut o zmianach w zatrudnieniu już po porażce wyborczej i wysokich odprawach z Kancelarii.
- To też nieuczciwość. Wymienia się kilka, kilkanaście osób, a kancelaria zatrudnia kilkaset osób! Może należałoby wprowadzić taką zmianę w prawie, żeby w tym okresie powyborczym tych ruchów nie wykonywać? Choć to nagminnie stosowane przez wszystkie ekipy, to nie widzę w tym nadużycia. Wszystkie te pieniądze wynikały z Kodeksu pracy. Część urzędników chciała odejść, część odchodziła na emeryturę. Część nowa ekipa by i tak zwolniła, więc zaoszczędzono jej kosztów. Nie ma tu żadnej afery.
Zobacz: Będzie wniosek do prokuratury w sprawie splądrowanej prezydenckiej willi w Klarysewie!