"Super Express": - W prawicowych serwisach pojawiły się głosy, że błogosławieństwo prezydenta Bronisława Komorowskiego dla marszu "Orzeł może" organizowanego przez "Gazetę Wyborczą" i radiową "Trójkę" stanie się przyczyną kolejnego podziału w polskim społeczeństwie...
Prof. Tomasz Nałęcz: - A co tutaj może dzielić? To był tylko jeden z elementów obchodów Dnia Flagi. Nikt nikogo nie zmuszał do udziału w marszu. Prezydent jest przekonany, że w wolnej Polsce to święto może mieć dodatkowy rys. Nie musi być już tylko heroiczne, podniosłe i patetyczne, może być zabawą, wyrazem radości. Nie ma nic przeciwko temu, żeby oprócz Orła, przed którym prężyć się będą żołnierze, kiedy będzie grany hymn narodowy, znalazło się też miejsce dla orła z czekolady.
- Prezydent udziela wybrańcom koncesji na nowy państwowy patriotyzm?
- To jakieś nieporozumienie. Gdyby były inne wnioski o patronat prezydenta związane z obchodami Dnia Flagi, również zostałyby pozytywnie rozpatrzone. Prezydent stara się budować mosty pomiędzy przeszłością i współczesnością. Angażuje się i wspiera różne obchody i rocznice, ostatnio np. rocznicę powstania styczniowego. Nie interesują go przekonania polityczne czy światopoglądowe organizatorów. Inicjatywa tego marszu była inna, chce łączyć zwrócenie się ku przeszłości z zabawą. Taka tradycja jest obecna w wielu krajach, dlaczego nie w Polsce?
- Patriotyzm na wesoło i patriotyzm bardziej tradycyjny nie wykluczają się wzajemnie?
- Ja sam byłbym niemile dotknięty, gdyby władze państwowe proponowały porzucenie dotychczasowej formuły i ustanowiły nowy, świecki obyczaj. Trzeba zachować proporcje, ale poszukiwanie nowych elementów jak najbardziej ma sens.
- Święto flagi jest stosunkowo nowe.
- To zawsze jest długi weekend majowy i pozostałe święta majowe. Ustawa w sprawie Dnia Flagi została przyjęta w 2004 roku. Obok jest tradycja obchodów Konstytucji 3 maja. Zawsze były to obchody heroiczne, refleksyjne, waleczne. Najpierw była długa noc zaborów, za PRL przywiązanie do 3 maja było sprzeciwem wobec władzy, która chciała zastąpić 3 maja 1 maja. Prezydent nie chce nic utracić z tych obchodów. Ale ludzi trzeba przyciągnąć elementem ludycznym, radosnym. Ludzie nie zabiorą dzieci na akademię czy apel. Dla przedszkolaków łopocząca biało-czerwona flaga nie będzie źródłem głębokich wzruszeń, a jak spróbują orła z czekolady, to go zapamiętają.
- Nie ma w tym profanacji godła państwowego?
- Ja tu profanacji nie widzę. Moim zdaniem to jest świetny chwyt dydaktyczny, który pozwoli lepiej dotrzeć do najmłodszych. Kawałek orła był tu dowodem słodyczy suwerenności.
- Frekwencja nie dopisała...
- Wiele zależało od pogody. Wielu mieszkańców Warszawy pewnie wyjechało z miasta. Tego rodzaju świętowanie wymaga zakorzenienia, dlatego nie spodziewałem się jakichś gigantycznych tłumów.
- Ten marsz również był poddany krytyce. Niby razem, ale nie do końca...
- Zaproszeni byli wszyscy, nikogo nie wykluczaliśmy. Niektórzy zrezygnowali i mieli do tego prawo. W tych parę dni w roku moglibyśmy być razem pomimo odmiennych poglądów. Prezydent jest od tego, żeby łączyć, szukać wspólnego mianownika. Marsz Razem dla Niepodległej 11 listopada był właśnie taką próbą.
- Teraz pojawiły się określenia "marsz lemingów", "propaganda optymizmu", "jarmarczny patriotyzm".
- To już są elementy walki politycznej. Zwolennikom takich określeń chcę zadedykować słowa Józefa Piłsudskiego z płyty gramofonowej, jaką nagrał na początku lat dwudziestych poproszony o wygłoszenie kilku słów. Piłsudski powiedział wtedy, że niepodległość powinna u nas być przyjmowana z radosnym śmiechem niewinnego dziecka, starczy już tego kwasu śledzienników.
Prof. Tomasz Nałęcz
Historyk, doradca Prezydenta RP