Prof. Stanisław Obirek: Kościół agresywnych dinozaurów wymrze

2015-08-08 4:00

Prof. Stanisław Obirek w wywiadzie dla Super Expressu ocenia, co dzieli kapłanów katolickich.

Stanisław Obirek

i

Autor: Archiwum serwisu

"Super Express": - Przy okazji zmiany w Pałacu Prezydenckim widzieliśmy pęknięcie w polskim Kościele. Część hierarchów odsądzała od czci i wiary Bronisława Komorowskiego, część za nich przepraszała. Jedni księża odprawiali msze w intencji Andrzeja Dudy, inni w intencji ustępującego prezydenta. To kolejny front podziału na Kościół łagiewnicki i toruński?

Prof. Stanisław Obirek: - W pewnym sensie tak, choć można w tym też widzieć zwyczajny, istniejący od zawsze pluralizm w Kościele. Osobiście uważam, że ta czwórka księży, która odprawiła mszę w intencji Bronisława Komorowskiego uratowała trochę twarz naszego Kościoła. Ksiądz Seniuk, który wyraził ubolewanie, że ludzie Kościoła atakowali byłego prezydenta, wyraził zdanie większości katolików w Polsce. Ostatnie ataki na głowę państwa i parlamentarzystów nie miały nic wspólnego z katolicyzmem. Była to zwyczajna heca polityczna. Chwała tym księżom, że się od tego jazgotu zdystansowali.

- Która z tych grup kapłanów jest bardziej reprezentacyjna dla polskiego Kościoła?

- Jedni - ci trzymający dziś władzę w Kościele - są przekonani, że oni są nie tylko reprezentatywnym głosem, ale także jedną słuszną opcją w katolicyzmie. Ci bardziej liberalni są jednak bliżej ewangelii i nauki papieża Franciszka, choć jasne, że ich głosy trochę mniej słychać. Nie są tak głośno komentowane, jak różne niemądre rzeczy, które głoszą co bardziej kontrowersyjni duchowni. Ich przeświadczenie wiary jest tak głębokie, że być może nie mogą milczeć, ale to jednak margines Kościoła polskiego.

- Czyli nie jest z tym naszym Kościołem aż tak źle?

- Myślę, że do głosu doszedł nurt marginalny, ale bardzo krzykliwy. Mam jednak nadzieję, że dzięki wsparciu papieża i nowego sposobu postrzegania różnych problemów etycznych czy bioetycznych, ten krzykliwy, agresywny nurt ostatecznie zamilknie. Może to i pobożne życzenie.

- Na razie wygląda na to, że episkopat doszedł do wniosku, że tylko radykalizm może utrzymać wiernych przy Kościele. Jakiekolwiek inne podejście poluźni więzy łączące z nim wierzących.

- W samym Kościele głosy są podzielone. W "Tygodniku Powszechnym" ks. Draguła pisał ostatnio, że czasy straszenia piekłem minęły i Kościół tym przegrywa. Ludzie się już proboszcza nie boją. Trzeba za to pozytywnym przekazem zachęcać ludzi do Kościoła. Myślę, że ma rację. Ci krzyczący i grożący palcem to dinozaury, które w końcu wymrą. To trochę głos desperacji, podszyty brakiem jakiejkolwiek znajomości zasad komunikacji międzyludzkiej.

- Gdzie, pana zdaniem, przebiega oś sporu między tymi nurtami Kościoła?

- To podział na tych, którzy rozumieją czasy, w których żyją, i tych, którzy ich nie rozumieją. Ci pierwsi mają świadomość, że współczesny świat opiera się na dialogu i wspólnym wypracowywaniu stanowisk. Ci drudzy żyją polskim skansenem, w którym ciągle pokutuje myślenie, że wrzaskiem, agresywną perswazją, nakazami coś jeszcze mogą osiągnąć. Przygnębiające jest dodatkowo to, że donośność głosu tych drugich w kwestiach, takich jak in vitro, związki partnerskie czy ustawa antyprzemocowa, połączona jest z daleko posuniętą ignorancją i niezrozumieniem bardzo skomplikowanych sytuacji ludzkich. Dodatkowo pokazuje to rozmijanie się między tym, czym żyje Kościół globalny, a tym, czym żyje Kościół lokalny w Polsce.

Zobacz: Tadeusz Płużański: Duda - problem dla Rosji i Niemiec?

Przeczytaj też: Paweł Śpiewak: Za pięć lat Duda przegra z Tuskiem

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki