- Czyli sukces rządu?
- Nie do końca. To rozwiązanie zaczął wprowadzać już poprzedni rząd i obecna poprawa ściągalności podatków jest efektem działań poprzedników PiS. Poprawa może nie jest jakaś ogromna, ale jednak znacząca.
- Z VAT dochody budżetu zwiększyły się o ok. 8,5 mld złotych. Przemawia do wyobraźni.
- Dokładnie. Nie to jednak jest głównym powodem lepszej sytuacji budżetowej.
- A co?
- Ten powód to znacznie niższe wydatki na inwestycje publiczne. Niższe jest wykorzystanie środków unijnych, a więc i mniejsze dofinansowanie tych inwestycji ze strony budżetu państwa. I to powinno nas niepokoić. Oznacza to bowiem spowolnienie inwestycyjne, a to przekłada się na niższe tempo wzrostu gospodarczego i co za tym idzie, niższe dochody budżetu państwa w roku bieżącym.
- Sytuacja budżetowa jest więc pyrrusowym zwycięstwem resortu finansów?
- Dokładnie. Nie o to przecież chodziło. Rządowi słusznie zależało - i nadal zależy - na tym, żeby wydatki publiczne na inwestycje się zwiększały. Problem jednak polega na tym, że pierwsza połowa 2017 roku nadal będzie upływać pod znakiem kłopotów z wydatkowaniem środków unijnych. Dopiero od drugiej połowy roku spodziewana jest w tej kwestii poprawa. A tzw. plan Morawieckiego bardzo akcentuje zwiększenie nakładów publicznych na inwestycje.
- I to znaczące.
- Właśnie. Według założeń wicepremiera Morawieckiego udział wydatków inwestycyjnych ma wzrosnąć do 25 proc. PKB, a w ubiegłym roku spadł z 19 do 17 proc. PKB. Widać, że sprawy potoczyły się w kierunku odwrotnym do zamierzonego.
- Ale przynajmniej propagandowo rząd może ogłosić sukces - zwiększamy wydatki na cele społeczne, ale dyscyplina budżetowa jest utrzymana.
- Oczywiście, ale przecież nie chodzi nam o propagandę, a o rozwój gospodarki. Ten ma miejsce tylko wtedy, kiedy rosną wydatki na inwestycje. Chodzi też o to, by jednocześnie utrzymać dyscyplinę budżetową. Ta sztuka PiS na razie się nie udaje.
Zobacz: Jarosław Gowin: Prawica musi być gotowa na powrót Tuska