"Super Express": - Rząd zaskoczył wszystkich swoją propozycją, by w 2017 r. płaca minimalna wynosiła 2 tys. zł brutto, czyli o 150 zł więcej niż w tym roku. Nawet strona związkowa nie proponowała aż tak dużej podwyżki. Skąd taka hojność rządu?
Prof. Stanisław Gomułka: - Pani premier nieraz już pokazała nam swoją skłonność do hojności i jest nam ona dobrze znana. Zanim przejdziemy do przyczyn akurat tej hojności, to musimy zwrócić uwagę, że oferta znacznego podwyższenia płacy minimalnej przychodzi w momencie, kiedy bezrobocie jest stosunkowo niskie i spadające. W związku z tym negatywne jej efekty będą raczej skromne.
- Środowiska przedsiębiorców już biją na alarm, że trzeba będzie zwalniać pracowników, bo kogo na takie pensje stać. Ale mówią to za każdym razem, kiedy płaca minimalna rośnie i jakoś gospodarka ma się dobrze. Jak zwykle panikują?
- Nawet jeśli do zwolnień by doszło w związku z podwyższaniem pensji minimalnej, nie byłoby to aż takie straszne. Zmusza to bowiem ludzi do podnoszenia swoich kwalifikacji i ubiegania się o wyższe pensje. Zwróćmy zresztą uwagę, że na całym świecie te wyższe pensje rosną szybciej niż najniższe, co wiąże się z zapotrzebowaniem na bardziej wykwalifikowanych pracowników. Niemniej interwencja państwa w obszarze najniższych pensji niesie ze sobą to ryzyko, że rzeczywiście część osób może stracić pracę.
- Nie jest to zbyt pesymistyczny scenariusz?
- Na pewno realny w regionach, gdzie bezrobocie jest duże, a średnie płace stosunkowo niskie. Mam tu na myśli świętokrzyskie, łódzkie czy warmińsko-mazurskie oraz niektóre obszary ściany wschodniej. W bogatszych regionach, gdzie średnia płaca jest znacznie wyższa niż średnia krajowa, nie będzie problemu, ponieważ tam 2 tys. pensji minimalnej to bardzo mało.
- Tzw. popytowcy twierdzą, że im się więcej ludziom da, tym więcej będą wydawać i tym więcej przedsiębiorcy na tym zarobią. Może nie będzie tak źle?
- To rozumowanie, które ma pewien sens w sytuacji bardzo dużego bezrobocia i dużych zdolności wytwórczych. W obecnej sytuacji Polski, gdzie aby wytwarzać więcej, trzeba więcej zainwestować, takie rozumowanie jest błędne. Zwiększanie popytu w ten sposób raczej napędza import, a nie zwiększanie produkcji krajowej. Zabija to inwestycje polskich przedsiębiorców i zmniejsza pulę ofert pracy.
- Wróćmy do przyczyn hojności rządu. Niektórzy mówią, że wyższa pensja minimalna to wyższe wpływy do budżetu. Była więc tu motywacja fiskalna?
- Nie sądzę. Mimo wszystko zwiększenie pensji minimalnej nie jest na tyle duże, żeby miało to zapewnić ogromne zyski do budżetu. W skali całości finansów publicznych będzie to raczej skromna kwota. Rząd raczej wykorzystuje rezerwy stworzone przez ostatnie kilka lat i przekuwa je w kapitał polityczny. To krótkowzroczne myślenie charakterystyczne dla partii populistycznych, bo choć w najbliższym czasie nie zaszkodzi to gospodarce, w średniej i dłuższej perspektywie tak duże zwiększanie pensji minimalnej może niekorzystnie się na niej odbić.
- Są też podejrzenia, że większa pensja minimalna może zmniejszyć liczbę osób korzystających z programu 500 plus na pierwsze dziecko, ponieważ rodziny przekroczą próg dochodowy. Może tak być?
- Przyrost pensji jest co prawda znaczący procentowo, ale zbyt mały bezwzględnie, by miało to mieć takie konsekwencje. Upieram się, że PiS chodzi o względy polityczne.
ZOBACZ: Nauczyciele niewiele zyskają na podniesieniu płacy minimalnej