"Super Express": - Angela Merkel i Nicolas Sarkozy zaproponowali utworzenie Rady Stabilizacyjnej Strefy Euro. Ale UE ma już wiele takich gremiów. Potrzebne jest kolejne?
Prof. Stanisław Gomułka: - To sensowne, ale nie wiem, czy będzie skuteczne. W skład rady wchodziliby rządzący państw strefy euro, a nie całej Unii, którzy formułowaliby zalecenia. Ostateczne decyzje podejmą parlamenty krajowe.
- Jaki cel przyświeca tej inicjatywie?
- Przede wszystkim ustabilizowanie kursu euro oraz wypracowanie mechanizmów, które powstrzymywałyby nieroztropne rządy przed szkodliwą dla nich polityką. Mamy do czynienia nie tylko z zadłużeniem sektora publicznego, ale rosnącym deficytem obrotów bieżących. Być może propozycja wprowadzenia do konstytucji UE zapisu o limicie zadłużenia wzmocni dyscyplinę finansową. Uchroniłoby to kolejne gospodarki przed takimi problemami, z jakimi zmaga się teraz np. Grecja.
- Takie działania mogą jednak okazać się krzywdzące dla państw niebędących w strefie euro...
- Faktycznie może to pogłębić róż-nice między eurolandem a resztą UE. Z drugiej strony rada zajmie się mechanizmami korzystnymi także dla krajów, które w przyszłości wprowadzą wspólną walutę.
- Także dla Polski?
- W naszym interesie leży, żeby rozwiązać problemy europejskiej waluty jak najszybciej.
- Na wieść o planach utworzenia Rady Stabilizacyjnej światowe giełdy zanotowały spadki. Inwestorzy nie wierzą w pozytywny efekt działań przywódców Unii Europejskiej?
- Spekulowano, że zostanie podjęta decyzja o wypuszczeniu euroobligacji. Wiązałoby się to ze zwiększeniem kosztów obsługi długu publicznego i obciążeń podatkowych państw, prowadzących ostrożną politykę fiskalną. Jednocześnie oznaczałoby to subsydiowanie mniej roztropnych gospodarek i płacenie za ich błędy. Tego UE zdecydowanie nie chce.
Prof. Stanisław Gomułka
Główny ekonomista BCC