"Super Express": - Jak pan ocenia tzw. "exposé" premiera Tuska?
Prof. Stanisław Gomułka: - W sumie pozytywnie. Oczywiście premier nie wspominał o zagrożeniach, ale jak rozumiem, taki od początku był cel polityczny. Miało nie być żadnych złych rzeczy. Obietnice były, ale podane tak, żeby nie musiały dużo kosztować, żeby można się było łatwo wycofać. Rozłożone w czasie nawet na 10 lat. Z możliwością wyjaśnienia, że czegoś nie można zrealizować.
- Rozbierzmy "exposé" na części. Strony pozytywne?
- Rzeczy, na które miałem nadzieję, w zasadzie się pojawiły. Premier zapowiedział podtrzymanie dotychczasowej strategii zejścia z nadmiernego deficytu w finansach publicznych. Zapowiedział też działania, które ograniczą spadek inwestycji publicznych.
- Dotychczas, choć po cichu, sugerowano duże cięcia.
- W dokumentach rządu zapowiadano to na wielką skalę. Ponadto premier wypowiedział się w sensowny sposób na temat działań na rynku pracy, które zminimalizują nieunikniony moim zdaniem przyrost bezrobocia.
- Co się panu nie podobało?
- Premier nie wyjaśnił tej inicjatywy opartej na działalności kredytowej Banku Gospodarstwa Krajowego. Tych 90 mld zł inwestowanych przez 6 lat w oparciu o udziały spółek Skarbu Państwa. Nie wiemy, jak to będzie działało, czy w ogóle zadziała. Premier słusznie zapowiedział ograniczenie spadku inwestycji, ale był oszczędny w mówieniu prawdy...
- Dlaczego?
- Nie powiedział, że inwestycje w tym roku to było ok. 80 mld zł. Że zaplanowano spadek do 40 mld zł przez trzy lata. Premier przedstawił te 40 mld zł tak, jakby zapowiadał zwiększenie inwestycji, podczas gdy naprawdę spadną. Podobnie jest ze słowami o budżecie wojskowym, modernizacją komend policji. Nie ma tu niczego nowego, żadnego powodu do ekscytacji. Widzę tu element manipulacji politycznej. I premier jako polityk ma prawo do czegoś takiego, ale ze strony opozycji bądź niezależnych ekonomistów powinny się tu pojawić komentarze sprowadzające te oceny na ziemię.
- Przy czym jeszcze warto sprowadzić nas na ziemię?
- Pojawiła się zapowiedź kredytów Banku Gospodarstwa Krajowego. Kto jednak spłaci te kredyty? Czy będzie popyt na 40 mld zł takiego kredytu? Może się okazać, że nie. W przeszłości działania ze strony BGK obliczone na stymulowanie inwestycji okazywały się gorsze od planów. Nie rozumiem więc, skąd takie nadzieje premiera na 40 mld zł. Były jednak także zapowiedzi idące w dobrym kierunku.
- Czyli?
- To, że w przyszłym roku i prawdopodobnie w 2014 nie będzie uzusowienia tzw. umów śmieciowych. Premier co prawda zostawia sobie furtkę, ale na zaś.
- Dziwnie przemilcza pan to, na co wszyscy zwrócili uwagę. Premier Tusk obiecał wydłużenie urlopów macierzyńskich do roku, a także więcej szkół i przedszkoli.
- Nieprzypadkowo o tym nie wspominam. Sugerowałbym, żeby nie przywiązywać się do nadziei, że te obietnice będą realizowane tak, jak je przedstawiono. Przedłużenie urlopów ma być wprowadzone ustawą w przyszłym roku, obowiązywać od 2014...
- Czyli możliwe, że nic z tego nie będzie?
- Właśnie. Zobaczymy, co będzie w ustawie, jaki będzie koszt. O tym premier nic nie mówił. Podobnie ze żłobkami i przedszkolami. Premier powiedział, że dopiero w 2015 roku każde dziecko ma mieć miejsce w żłobku i przedszkolu. To bardzo odległa data, a w przeszłości było już wiele obietnic tego rodzaju. Podobno program żłobków i przedszkoli ma być w 80 proc. wspierany z budżetu. Nie wymienił jednak żadnej sumy, więc to nie jest żadne zobowiązanie premiera. Te rzeczy nie są ujęte w długofalowym planie finansów publicznych.
- Czyli kolejna łatwa obietnica?
- Tak bym to traktował. Słowo "manipulacja" może jest zbyt ostre, ale to raczej tylko takie życzenie premiera. Chciałby, żeby tak się stało. Ale czy się stanie? Za rok, dwa może się okazać, że państwo nie ma na to zdolności budżetowej. Oczywiście wszystkim zależy na budowie żłobków i przedszkoli. Gdy byłem jeszcze wiceministrem finansów w rządzie Tuska, była zgoda, by to robić. I można to było robić. Ale wtedy pojawiały się inne cele.
- W "exposé" premiera, zwłaszcza przed kryzysem, zabrakło mi zwrócenia uwagi na rzeczy trudne. Były obietnice, ale nie jest przecież przypadkiem, że pojawiają się plotki o wzroście podatków, o VAT, o podatku katastralnym.
- To dobre pytanie. Sam się zastanawiałem, czy premier wspomni, że mamy problem z podatkami, z VAT. O tym, że założenia budżetowe na przyszły rok są dość optymistyczne. I co zrobi rząd, jeżeli okaże się, że dochody budżetu są znacznie niższe niż przewidziano. Myślę, że premier Tusk z ministrem finansów Rostowskim porozumieli się, że w tej sprawie nie będą niczego mówili.
- Dziury w budżecie nie da się przemilczeć.
- Liczą się z tym, że w trakcie przyszłego roku trzeba będzie dokonać znacznej korekty budżetu. Ale o tym będą mówić dopiero wtedy, gdy będą więcej wiedzieć o skali braku realizmu w projekcie budżetu.
- Słuchałem tych kolejnych obietnic premiera Tuska, bez wskazania wydatków, bez zapowiedzi trudności, i przypomniały mi opinie, że Platforma podobno w przeciwieństwie do opozycji twardo stąpa po ziemi...
- Cóż... Byłem przez ostatni tydzień w Wielkiej Brytanii i sposób występowania tamtejszych ministrów rzeczywiście jest inny. Bez manipulacji. Mówią o zagrożeniach, przygotowują na nie ludzi, mobilizują opinię publiczną wokół trudności. W Polsce niestety wszystkie partie działają inaczej. Także opozycyjne. Ich propozycje też nie spełniają wymogów rzetelności.
- Opozycja opozycją, ale rządzi PO...
- To prawda, tu należy oczekiwać większej dyscypliny w obietnicach. Niestety, tu rząd upodabnia się do populistycznej opozycji. Tak było także w przeszłości. Gdy była potworna presja ze strony Samoobrony, rząd Millera reagował, stając się coraz bardziej populistyczny. Ludzie zdają sobie sprawę z tego, że obietnice polityków są prawdopodobnie mało realistyczne. Nie są jednak przygotowani na jakiś realistyczny program. W miejsce jednego cudu żądają innych cudów. I politykom uchodzą takie manipulacyjne działania.
Prof. Stanisław Gomułka
Główny ekonomista BCC