"Super Express": - Ten tydzień ma przynieść światowym rynkom finansowym, w tym Polsce, niezwykłą nerwowość. Powinniśmy zaopatrzyć się w środki uspokajające?
Prof. Stanisław Gomułka: - To rzeczywiście może być niepokojący tydzień. Panuje duża niepewność związana z czwartkowym szczytem państw należących do strefy euro, dotyczącym sposobów ratowania Grecji i sytuacji innych państw, którym grozi niewypłacalność. Nie jest do końca jasne, jakie decyzje zapadną. Otwarte pozostaje pytanie, do jakiego stopnia Niemcy czy Francja są gotowe na rozwiązanie problemów strefy euro, co wymagać będzie większego obciążenia własnych obywateli.
- Jaka decyzja pomogłaby uspokoić rynki?
- Potrzebna jest nowa transza pomocy dla Grecji oraz konkretne propozycje dotyczące greckiego długu. Staje się coraz bardziej jasne, że rząd w Atenach nie będzie w stanie spłacić swojego zadłużenia.
- Może sytuację mogłaby uzdrowić odważna decyzja o kontrolowanym bankructwie Grecji i próba naprawy mechanizmu funkcjonowania strefy euro?
- Na pewno zbliżamy się do momentu, w którym trzeba będzie podjąć konkretne decyzje. Na razie jesteśmy na etapie kredytowania Grecji, a to powoli przestaje wystarczać.
- Niepewność związana z Grecją odbija się także na naszej walucie. Największa na świecie agencja prasowa Bloomberg przewiduje, że złotówka jest wśród najbardziej narażonych na kryzys walut. Co czyni ją tak wrażliwą na perturbacje na światowych rynkach?
- Polska jest w gronie krajów wschodzących, które przez rynki finansowe traktowane są jako atrakcyjne, ale jednocześnie o podwyższonym ryzyku. Zaufanie do naszego kraju, chociaż spore, jest ograniczone. Jeżeli pojawia się jakieś ryzyko w skali europejskiej czy światowej, to międzynarodowi inwestorzy wycofują swój kapitał z Polski i inwestują te pieniądze gdzie indziej. Najchętniej w Japonii, Szwajcarii czy ostatnio w Niemczech lub Stanach Zjednoczonych.
- Rozumiem więc, że kryzys euro to tylko jedna z przyczyn słabości złotówki?
- Oczywiście, że zasadniczy powód jest inny. Przecież są waluty, które w czasie niepokojów na światowych rynkach się umacniają. Chodzi tu choćby o ważnego dla wielu Polaków franka szwajcarskiego. Złotówka należy do tych walut, które w tym czasie się osłabiają. Zależy to od braku wiarygodności, o którym mówiłem.
- A z czego ten brak wiarygodności wynika?
- Przede wszystkim przez długi czas jako państwo byliśmy bankrutem i musieliśmy zawiesić obsługę długu zagranicznego. Na początku lat 90. wynegocjowaliśmy umorzenie naszego długu o 50 proc., co skutkowało stratami dla inwestorów, którzy finansowali nasze kredyty. Ta przeszłość nadal się za nami ciągnie. Poza tym w ostatnich dwóch latach mieliśmy duży deficyt budżetowy, mamy ujemny bilans na rachunku bieżącym i duże zadłużenie sektora prywatnego. Wszystko to nie wpływa na wzrost wiarygodności naszego państwa, a co za tym idzie umocnienie złotówki.
- Mamy więc powody do niepokoju?
- Skutki kryzysu w strefie euro są na razie umiarkowane. Ogromne problemy pojawiłyby się, gdyby euro kosztowało 5-6 zł, a kurs franka wynosił ponad 4-5 zł. Póki co mówimy jedynie o stosunkowo łagodnym osłabieniu złotego.
- Są ekonomiści, którzy wieszczą kurs franka na poziomie 4 zł.
- Wśród ekonomistów opinie są bardzo zróżnicowane. Prognozy są teraz bardzo niepewne. Na rynkach międzynarodowych panuje spory chaos. Można oczywiście dopuścić możliwość, że złotówka nadal będzie się osłabiać.
- 4 zł za franka jest więc możliwe?
- Jest to dość mało prawdopodobne, ale takiej sytuacji wykluczyć się nie da.
- Ile może potrwać osłabienie złotego?
- Nie da się ukryć, że jesteśmy uzależnieni od sytuacji w Grecji. A jej uspokojenie może potrwać 2-3 lata. Ten czas będzie charakteryzował się okresami, kiedy złotówka raz będzie się umacniać, raz osłabiać w zależności od tego, jak rynki zareagują na decyzje unijnych przywódców podejmowane w sprawie Grecji i strefy euro jako całości. Wiadomo, że jedne z nich złagodzą napięcia i niepokoje, inne mogą wprowadzić niepewność.
- Przewiduje pan jakieś czarne scenariusze czy raczej patrzy pan z optymizmem na najbliższy czas?
- Każdy scenariusz jest możliwy. Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, co nas czeka. Można mówić jedynie o różnych prawdopodobieństwach rozwoju sytuacji. Mnie się wydaje, że podstawowy scenariusz zakłada umiarkowany optymizm.
- Zwykli obywatele mogą odetchnąć z ulgą?
- Każdy z nas powinien oszczędzać. Dotyczy to szczególnie osób, które kredyty brały w czasach, kiedy złotówka była wobec franka dużo mocniejsza, gdyż ich budżety domowe poniosą pewne straty.
- Problemy ograniczają się na razie jedynie do kredytów?
- Na razie tak. Sytuacja w Europie jest stosunkowo stabilna. Kluczowa jest tu rola gospodarki niemieckiej. Docierają do nas raczej dobre informacje na jej temat. Także gospodarki Francji, Holandii i kilku innych krajów, chociaż nie mogą pochwalić się znacznym wzrostem, to jednak nie znajdują się w sytuacji recesji. Również dane na temat polskiego eksportu wskazują na szybki rozwój wymiany handlowej w obu kierunkach. Optymizmem napawa również sytuacja banków oraz wysoka zyskowność przedsiębiorstw. Nie jest więc aż tak źle, jakby się mogło wydawać.
Stanisław Gomułka
Główny ekonomista BCC