"Super Express": - Po czym poznamy, że kryzys ekonomiczny się skończył? Premier Donald Tusk mówił z satysfakcją, że mamy go już za sobą.
Prof. Ryszard Bugaj: - Premier popadł w swojego rodzaju schizofrenię, bo najpierw twierdził, że kryzysu nie ma. Jak ma się skończyć coś, czego nie było? Jeśli utożsamiamy kryzys z recesją, to rzeczywiście go nie było. Teraz będziemy pewnie wracać do jakiejś stopy wzrostu. Wątpię jednak, czy do przyzwoitej i czy szybko.
- Analitycy prognozują w przyszłym roku wzrost polskiego PKB na poziomie 2,5 proc.
- 2,5 proc. to mało jak na Polskę. 2,5 w Niemczech to już zupełnie co innego. Ale to zawsze więcej niż 1,5 proc. Ale kryzys można pojmować też szerzej, jako istnienie pewnych negatywnych procesów w gospodarce.
- Jakie to procesy?
- Takim symptomem jest np. bezrobocie, które przekracza 10 proc. Inny to stan finansów publicznych w Polsce.
- No właśnie. To nie dziwne, że premier jednocześnie odwołuje kryzys gospoadarczy i nowelizuje budżet?
- Wydaje mi się, że mamy do czynienia z kryzysem, kiedy utrzymuje się duży deficyt budżetowy przy standardowym poziomie wydatków państwa w stosunku do PKB.
- Od lat słyszymy o sukcesie ekonomicznym Polski. Jaką jest jednak pociechą dla Polaków to, jak mówią o nas w Europie, jeśli ten sukces zawdzięczamy taniej sile roboczej? Jeśli mało zarabiają, są zatrudniani na umowach śmieciowych.
- To jest pytanie o to, czy taki sukces jest przesłanką do dobrego wzrostu w przyszłości. Jestem tutaj zdecydowanie sceptyczny. Obawiam się, czy nie grozi nam faza, w której nasz wzrost stale będzie na poziomie dwóch procent, jeśli konkurencyjność polskiej gospodarki oparta jest na taniej sile roboczej i na taniej energii. Taki wzrost nie rozwiązuje żadnych polskich problemów.
- Jeśli rzeczywiście sytuacja gospodarcza w Europie się polepszy, a Polacy nadal będą tylko tanią siłą roboczą, czy nie grozi nam kolejna fala emigracji zarobkowej? Cały czas jesteśmy w Unii, granic właściwie nie ma, młodzi Polacy szybko będą w stanie to obliczyć, jeśli za tę samą pracę będą zarabiać więcej w Niemczech, Londynie czy Irlandii. Nikt rozsądny nie będzie chciał się na to zgadzać.
- To prawda. Ale ja dosyć sceptycznie patrzę na zapowiedzi premiera dotyczące końca kryzysu. Już po wystąpieniu premiera przyszły złe wiadomości z Niemiec.
- To były gorsze od oczekiwań dane o produkcji przemysłowej.
- Tak. Od 2008 roku już kilka razy ogłaszano, że teraz to już będzie z górki. A potem znowu było pod górkę. Wydaje mi się, że czynniki kryzysowe, które skumulowały się przede wszystkim poprzez rynki finansowe, nie zostały jeszcze w całości rozmontowane. Wiele jeszcze przed nami. Poza tym nie wiemy jeszcze jednej rzeczy. Patrzę z sympatią na politykę pieniężną w USA czy w Europie, która jest bardzo permisywna i z punktu widzenia krótkiego okresu ona jest dobra. Czy w długim okresie nie będzie jednak prowadzić do większych problemów?
- Powinniśmy się obawiać?
- Zobaczymy, co się stanie dalej. Ważniejsze wydaje mi się uniknięcie recesji, nawet jeśli to byłoby tylko kupowanie czasu.