"Super Express": - Z kręgów rządowych docierają informacje, że sposobem na pokrycie kosztów obniżenia wieku emerytalnego jest ograniczenie możliwości dorabiania sobie przez emerytów. Są dwie koncepcje - pierwsza zakłada całkowity zakaz pracy zawodowej na emeryturze, druga - wprowadzenie limitu zarobku, jaki seniorzy mogliby uzyskać. Jak pan ocenia te propozycje?
Ryszard Bugaj: - To zależy od konkretnych projektów, na razie to propozycje. Osobiście, jeśli chodzi o wiek emerytalny, mam inną koncepcję, według której byłyby dwie granice wieku emerytalnego. Minimalnego, w jakim pracownik miałby możliwość, ale bez przymusu przejść na emeryturę i maksymalnego, po osiągnięciu którego to pracodawca mógłby obligatoryjnie na tę emeryturę wysłać. Tylko tyle. Inne rozwiązania, w tym takie, o których pan wspomniał, byłyby dość ryzykowne. Szczególnie że gdyby wiek emerytalny skrócić, to byłaby grupa ludzi, którzy szliby na wcześniejszą emeryturę, znacznie niższą, zakładając, że mają możliwość dalszej pracy, i mieliby możliwość łączenia tej niskiej emerytury z dochodem z pracy. Ograniczenie możliwości zatrudnienia to by przekreślało. Oczywiście wszystko zależy od tego, jak radykalne byłyby to ograniczenia.
- Czyli dopuszcza pan możliwość tego typu rozwiązań?
- Tu niewątpliwie istotna jest sytuacja na rynku pracy. Jeżeli utrzymuje się długo bezrobocie, to te ograniczenia są dopuszczalne. Jeżeli sytuacja miałaby się poprawić, to pod żadnym pozorem tego typu rzeczy nie można robić.
- Ale przekaz pomysłodawców jest chyba następujący: chcesz mieć wcześniejszą emeryturę, to na nią idź, ale dostaniesz mniej pieniędzy i nie będziesz mógł sobie dorobić. Jesteś w stanie pracować - to pracuj, ale nie łącz tego z emeryturą. Z punktu widzenia budżetu państwa to w sumie korzystne...
- Być może taka była intencja. Ale mnie się ta intencja nie podoba z kilku względów. Jednym z powodów jest to, że to dotyczy ludzi zatrudnionych. Czy w ślad za zakazem zatrudnienia ma iść też zakaz działalności gospodarczej, która w Polsce jest formą niesłychanie rozciągliwą? Właśnie nie wiem. Krok rozdzielający świadczenie emerytalne od zatrudnienia został już zrobiony, cofanie tego byłoby dla zatrudnionych emerytów przykre. Sam jestem przykładem emeryta, który pracuje. Choć w zakładzie pracy, jakim jest mój instytut w Polskiej Akademii Nauk, już w zasadzie nie płacą (śmiech). Dla wielu ludzi praca jest nie tylko pomysłem na dochód, ale też pomysłem na aktywność życiową. Więc zakazu pracy dla emerytów bym nie robił. Być może są inne rozwiązania.
- Jakie?
- Być może jakieś zabiegi podatkowe. Na przykład prowadzące do tego, by uzyskanie dochodu powyżej kwoty emerytury powodowało objęcie tej nadwyżki wyższą stopą podatkową. Ale wtedy trzeba by wyraźnie odróżnić dochód z wykonywanej pracy od innych wpływów, które też emerytom się przecież trafiają.
- Czy przyjęcie tej najradykalniejszej formy, czyli całkowitego zakazu pracy dla emerytów, nie cofałoby nas do czasów sprzed 1989 roku?
- Nawet nie sprzed 1989 roku, bo już pod koniec lat 80. było to nieco zliberalizowane i pewne możliwości dorobienia istniały. Ale byłby to niewątpliwie powrót do pewnej formuły, gdzie emerytura jest nie tyle skutkiem skumulowanych wcześniej i osiągniętych dochodów, ale socjalnym świadczeniem. Poza tym takimi rzeczami ludzi nie wolno zaskakiwać. Ktoś ma plan na cykl życia, zakładał, że nie stara się o wyższe dochody, bo zamierza dłużej pracować. I teraz mówiłoby mu się "nie". Taka norma prawna byłaby też najprawdopodobniej niekonstytucyjna. Bo można by ją zakwestionować jako cofnięcie prawa nabytego.