Prof. Roman Kuźniar: Polska głównym beneficjentem szczytu

2014-09-08 4:00

"Super Express": - Po szczycie NATO w Newport nie ma w Polsce szczególnego entuzjazmu. Dominuje raczej przekonanie, że Sojusz robi dużo mniej, niż może, żeby Polska czuła się bezpieczna. Rozumie pan to rozczarowanie?

Prof. Roman Kuźniar: - Wiadomo, że jesteśmy urodzonymi malkontentami. Chcielibyśmy, żeby wszyscy natychmiast spełniali nasze marzenia. Niemniej uważam, że z czysto polskiego punktu widzenia ten szczyt był najlepszy od wielu lat. Polska jest głównym beneficjentem jego postanowień. Nie rozumiem więc, skąd to wybrzydzanie.

- Przed szczytem wiele się mówiło, że Zachód nie jest szczególnie zainteresowany prowokowaniem Rosji. W tym kontekście osiągnęliśmy tyle, ile było możliwe?

- W danej sytuacji z całą pewnością osiągnęliśmy maksimum tego, co osiągnąć mogliśmy. Abstrahując od sytuacji, to i tak bardzo dużo. Poza tym uważam, że to nie koniec korzystnych dla nas zmian. To początek powrotu NATO do jego pierwotnej roli, a także wyciągania wniosków z zagrożeń, które do tej pory Sojusz dość konsekwentnie ignorował. Zachodzi teraz proces przewartościowywania priorytetów strategicznych w sposób dla nas korzystny i powinniśmy to docenić.

- Utworzenie szpicy, umieszczenie jednego z jej dowództw w Szczecinie i zmiana myślenia o Rosji już nie jako o partnerze, ale niebezpieczeństwie dla NATO to rzeczy, które powinny cieszyć?

- To trzy bardzo ważne dla nas elementy. Nie wiem tylko, czy słowo "cieszyć się" jest tu właściwe. Chyba obaj zgodzimy się, że jest to niepokojące, iż musimy to wszystko robić. Ale nie mamy wyjścia ze względu na wzrost agresywnej polityki Rosji, która prędko się nie zmieni. To element trwały i ważnym osiągnięciem szczytu jest to, że znakomita większość przywódców to przeświadczenie podziela.

- Pojawiają się głosy, że ta szpica nie jest wystarczającym środkiem odstraszającym ewentualnego agresora, a przecież odstraszanie jest fundamentem doktryny obronnej NATO. Pana zdaniem szpica może zniechęcić potencjalnego wroga?

- Szpica będzie elementem natychmiastowej reakcji na kryzysy u granic Sojuszu. Wiadomo, że nie wyczerpuje jednak całego potencjału wojskowego NATO, który jest w stanie odeprzeć agresję z jakiegokolwiek kierunku. Oprócz szpicy są już siły szybkiego reagowania, a także cała siła militarna krajów członkowskich, która może być przez kwaterę główną NATO uruchomiona w razie wybuchu konfliktu. Problemem jest przede wszystkim determinacja polityczna państw Sojuszu i ich strategicznej gotowości do użycia dostępnych sił wtedy, gdy niebezpieczeństwo się pojawia.

- Rozumiem, że szczyt w Newport potwierdził tę determinację?

- Powinniśmy być ostatnimi, którzy ją kwestionują. Za nami bowiem mogą iść inni i NATO po prostu się rozpadnie. Przeciwnie, powinniśmy podkreślać wartość NATO i jego potencjał odstraszania, akcentując solidarność i determinację do reagowania na jakąkolwiek próbę naruszenia bezpieczeństwa państw członkowskich. Musi to być oczywiście wsparte zdolnościami wojskowymi i infrastrukturą obronną. Warto tu przypomnieć, że decyzje szczytu wzmocnią także tę infrastrukturę na wschodniej flance NATO, by przyjąć wsparcie militarne w razie zagrożenia.

- W kontekście szczytu NATO nie sposób nie wspomnieć o Ukrainie. Chyba nie przez przypadek prezydent Poroszenko podpisał niekorzystne dla jego kraju zawieszenie broni. Czy w Newport Zachód zostawił Ukrainę samą?

- To nie tak. Sojusz zaproponował różnego rodzaju konkretne wsparcie dla Kijowa. Niemniej Ukraina nie jest państwem sojuszniczym NATO, choć mogła nim zostać. Sama porzuciła starania o to w 2006 roku. Jeżeli Ukraina przez 25 lat swojej niepodległości nic nie zrobiła dla wzmocnienia swoich zdolności obronnych, to płaci teraz za to cenę. Trudno się też dziwić, że ktoś z zewnątrz nie przychodzi z taką pomocą, jakiej spodziewaliby się niektórzy eksperci i publicyści.

- Ale czy Sojusz nie mógłby wesprzeć Ukrainy sprzętem militarnym?

- Nie mogę mówić o szczegółach, ale Ukraina dostanie wsparcie. Niemniej, zaistniałą sytuację bardzo trudno zmienić za pomocą środków czysto militarnych. Ukraina zostanie jednak wzmocniona przez Zachód tak, by mogła obronić swoją niepodległość i swoje prawo wyboru sojuszy. Sama też jednak musi zrobić to, co do niej należy, żeby Zachód mógł jej pomóc.

- Pana zdaniem na wschodzie Ukrainy Rosja właśnie tworzy drugie Naddniestrze?

- Możemy wyobrażać sobie różne scenariusze dotyczące obszarów zajętych przez Rosję. Oczywiście może pójść w kierunku modelu Naddniestrza czy Abchazji, ale nie przesądzałbym tego. Los Donbasu będzie w dużej mierze zależał od tego, jak odniesie się do tego sama Ukraina, a także od tego, jak zdeterminowany będzie Zachód zarówno w swoim wsparciu dla Kijowa, jak i w powstrzymywaniu ekspansywnej polityki Rosji. - Jeśli Zachód zdobędzie się na spójną, konsekwentną i stanowczą politykę powstrzymywania oraz nie dojdzie do rozłamu na jego łonie, z całą pewnością Rosja będzie się musiała cofnąć. Czy tak jednak będzie? Nie potrafię powiedzieć. Sygnały, jak sam pan wie, są rozmaite.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail