"Super Express": - Jest pan kandydatem na pierwszego wicepremiera. Co to w ogóle znaczy?
Prof. Piotr Gliński: - Będę zastępował panią premier, gdyby była zajęta innymi obowiązkami. Oznacza to także bycie najbliższym współpracownikiem Beaty Szydło. Będzie to też kontynuacja mojej funkcji szefa rady programowej. Chciałbym być koordynatorem programowym i człowiekiem, który łączy prace różnych resortów. To duży problem, który wynikał z "taśm prawdy" PO. Chcemy to przełamać.
- Dobrze się pan czuje z Beatą Szydło? To pan miał być premierem. Czysto po ludzku nie myśli pan: "Dlaczego nie ja?".
- Wierzę, że mam wiele ludzkich cech, ale akurat nie tych, których pan się doszukuje. Wierzę w realizowanie dobra publicznego w drużynie. Oprócz tego, że trenowałem indywidualne sporty, to także bardzo dobrze czułem się w sportach drużynowych. Jest tam duch wspólnoty. I wierzę w dobrą współpracę z panią premier, mamy bardzo dobre kontakty.
- Ludzie, którzy niespecjalnie was kochają, mówią, że Beata Szydło jest na rok, a potem przyjdzie ktoś inny. Pada też pana nazwisko.
- Niech sobie mówią, co chcą. My mamy przed sobą ciężką pracę i wiele pokory. Pamiętamy o głównych grzechach polityków i będziemy się starali zasłużyć na inną ocenę także u tych, którzy nas nie kochają.
- Grzechy poprzedników, których nie chcecie powtórzyć?
- Pycha, lenistwo.
- PO była pyszna?
- Była. Przypominamy sobie taśmy i wynikającą z nich pogardę dla społeczeństwa. Ośmiorniczki były symbolem, ale chodzi o darwinizm społeczny. Oni czuli się wyżsi i lepsi. Taką też prowadzili politykę - dla wybranych, a nie całego społeczeństwa.
- Wasza polityka będzie dla społeczeństwa? Nie będzie wykluczonych?
- To jedno z naszych założeń. Chcemy, żeby było jak najmniej wykluczonych,chcemy odbudować wspólnotę. Wiemy, że to nie jest proste. Jesteśmy pęknięci i zróżnicowani jako Polacy. To do pewnego stopnia normalne, ale naturalne granice rozłamów zostały przekroczone.
- Jaką rolę będzie miał Jarosław Kaczyński?
- Będzie doradzał i będziemy z nim konsultowali różne rzeczy. To oczywiste.
- Pan też?
- Oczywiście. Podstawowe kierunki, to naturalne. Nie doszukujmy się w tym niczego podejrzanego. Jarosław Kaczyński jest liderem formacji, zwycięzcą wyborów. Mamy do niego zaufanie, a on do nas.
- Jako minister kultury zajmie się pan też kulturą popularną?
- Jednym z kierunków będzie wprowadzanie wartości kultury wysokiej do kultury popularnej. Nie ma sensu z nią walczyć, trzeba ją oswajać i podnosić jej poziom.
- Ja podnoszę! Rozmawiam np. z wicepremierem i ministrem kultury...
- I dziękuję bardzo. Tabloidy, które są wartościowe, które podnoszą swój poziom, będą nie tyle hołubione, bo to prywatna firma, ale będziemy popierali ten kierunek.
- Co z mediami publicznymi?
- Chcemy przeprowadzić nową ustawę. Media muszą być publiczne, wrócić do misji. Teraz są upolitycznione, zbyt skomercjalizowane.
- Podobno ta ustawa jest już gotowa.
- Prawie. Podstawowym założeniem jest to, żeby media publiczne były narodowymi instytucjami kultury. Podobnie jak Opera Narodowa.
- Czyli przestanie być spółką?
- Oczywiście. Na tym polegał błąd. Spółka musi przynosić zyski. Narodowa instytucja kultury ma pełnić inną misję.
- Ale czy to nie jest błąd, który sprawi, że telewizja przestanie być konkurencyjna?
- Najlepsze telewizje tego typu, jak BBC, są właśnie takimi telewizjami. Czy Opera Narodowa się z kimś ściga? Nie boję się, że twórcy, którzy będą pracować w TVP, będą obniżali swój poziom. Nie jest to może najlepszy przykład, ale pamiętamy świetne rzeczy robione w czasach komunistycznych. Wiele rzeczy, choćby Teatr Telewizji. Podstawowym problemem tej telewizji jest jednak jej silne upolitycznienie. Instytucje publiczne pełniły rolę sztabu wyborczego jeszcze obecnego establishmentu i to było przykre.
- Poseł Sellin mówił, że TVP jest upolityczniona i pewne programy, jak Tomasza Lisa, powinny zniknąć.
- Oczywiście. I nie tylko Tomasza Lisa. Jest wiele takich programów.
- A jakie jeszcze?
- Nie będę tworzył tu jakiejś czarnej listy. Osoby, które robią tam robotę polityczną, świetnie o tym wiedzą, podobnie jak polski widz, który to ogląda. I widzi, że to jest żenujące.
- Prezes telewizji będzie człowiekiem namaszczonym przez was.
- Oczywiście. I będzie to jednoosobowa odpowiedzialność. To nazwisko poznamy w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Nową ustawę poznamy w ciągu 3-6 miesięcy. Przypominam, że Platforma obiecywała nową ustawę, był projekt obywatelski, miał być zastąpiony przez projekt PO. Nic nie zrobiono, bo komisarz polityczny w mediach był dla nich wygodny.
- Przejdźmy do rzeczy ważniejszych. Czy wszystkie obietnice zostaną zrealizowane? Przeciwnicy mówią, że się nie uda, bo nie macie pieniędzy.
- To ich wilcze prawo. To, że rozliczają nas jeszcze przed powołaniem rządu, jest jednak zabawne. Niech mówią, co chcą, doskonale wiedzą, że to przez ich działania sytuacja finansowa państwa jest krytyczna. Decydujący będzie pierwszy rok, zanim rozpędzimy gospodarkę. Wicepremier Morawiecki jest współautorem programu rozwojowego. Ma podnieść stopę inwestycji w Polsce do 25 proc. Dlaczego w Czechach jest to możliwe, a u nas jest 20 proc.?! Zanim będą pierwsze efekty tej polityki, musimy mieć pieniądze na stopniowe wprowadzanie naszych postulatów społecznych. Nikt nie oczekuje, że będziemy realizowali wszystko w pierwszy dzień rządów. W pierwszym roku większość z nich będzie jednak realizowana. Mamy podatki sektorowe...
- Czyli?
- Sklepy wielkopowierzchniowe, banki. One pozwolą na pewien luz budżetowy. Mamy kilka pomysłów przesunięć i oszczędności. W pierwszym okresie będziemy jednak chcieli uszczelniać VAT i tzw. międzynarodowe unikanie opodatkowania. Polska traciła niebywałą sumę, ok. 100 miliardów zł rocznie! Deficyt to 50 miliardów zł.
- Politycy PO mówią, że nie da się tego tak uszczelnić...
- To nieprawda, że się nie da. W Polsce mamy patologię nierealizowania zaleceń OECD w tym względzie. Uszczelnijmy choćby w połowie! I moim zdaniem się da, bo Słowacja, Czechy i Portugalia to uszczelniły. Więc się da! Inne kraje to robią. Możemy zyskać 50 miliardów zł z VAT. Do Polski przeprowadziły się firmy ze Słowacji, bo tam uszczelniono system. Wielkie mafie VAT-owskie nie chcą zmian, ale można z nimi walczyć. Podobnie z unikaniem opodatkowania.
- Czyli wyprowadzaniem zysków z polski przez korporacje.
- Tracimy na tym kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie. Tylko 1 proc. podatku CIT jest płacony przez zagraniczne korporacje. To patologia, ktoś do tego doprowadził. Z tym trzeba walczyć i my to zrobimy.
- Powiedział pan, że sytuacja finansowa państwa jest fatalna...
- Sytuacja fiskalna jest w fatalnym stanie, bo odbiciem tych dwóch dziur jest to, że jesteśmy najniżej we wszystkich klasyfikacjach poboru danin. W gospodarce nasza polityka to jest nieprzeszkadzanie. To ulgi inwestycyjne, innowacyjne. Obniżenie CIT do 15 proc. Dajmy możliwość rozwoju. Trzeba budować przyszły rozwój. Do tej pory nie budowano tej przyszłości na czas, kiedy skończą się pieniądze z UE.
- Ludzie pamiętają dwie obietnice z kampanii wyborczej PiS. 500 zł na każde dziecko i kredyty frankowe. Kiedy?
- Na pewno w pierwszym półroczu. 500 zł na każde dziecko w biednych rodzinach, a od średniozamożnych na drugie dziecko.
- Te pieniądze będą na pewno?
- Będą. Będą podatki sektorowe, zaczniemy uszczelniać system. Rozmawiałem z ministrem Pawłem Szałamachą i jesteśmy przygotowani. Mamy poprawioną ustawę VAT-owską z rejestrem faktur. Damy radę.
- Bogaci rodzice 500 zł na dziecko też dostaną?
- Nie będzie przymusu. Namawiam ludzi zamożnych, jeżeli nie potrzebują, żeby po to nie sięgali.
- Ale będą mogli się ubiegać?
- Oczywiście, bo to niewielka liczba rodzin, niewielkie obciążenia dla budżetu, a wprowadziłoby księgowe zamieszanie. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy formalnie tego ograniczali.
- Sprawa kredytów frankowych?
- Kancelaria Prezydenta wypracowuje trudny kompromis. Delegowałem tam kilka osób ze swojej rady programowej.
- Kiedy w tym fotelu siedział Andrzej Duda, jeszcze zanim został prezydentem, mówił, że to jest bardzo proste, że wystarczy przewalutować po kursie z dnia zawierania umowy. Pamiętam!
- To pytanie do pana prezydenta. Jest jednak prawdą, że w ostatnim czasie doszedł argument od kredytobiorców złotówkowych...
- Że też należy im się pomoc?
- Może nie tyle pomoc, co równe szanse. Przez lata złotówkowcy płacili większe raty. Tu potrzebny jest kompromis, a projekt PO taki nie był. To trudna rzecz, ale też nie była to nasza sztandarowa zapowiedź. Były ważniejsze, jak choćby kwota wolna od podatku.
ZOBACZ: Piotr Gliński. Kim jest? Rodzina. NOWY wicepremier i minister kultury