"Super Express": - Jak ocenia pan plany premiera Donalda Tuska dotyczące dofinansowania in vitro?
Prof. Marian Szamatowicz: - Lepsza taka pomoc niż żadna. Niech to się w ogóle zacznie.
- Premier zapowiedział refundacje dla 15 tysięcy par w ciągu trzech lat.
- To zdecydowanie za mało. Dziś, gdy pacjenci sami płacą, wykonuje się ok. 8 tysięcy procedur in vitro rocznie.
- Gdyby było dofinansowanie, byłoby tych par więcej...
- Na pewno. Symulacje, w których bierze się za model kraje o podobnym stanie cywilizacyjnym jak Czechy, gdzie jest refundacja, pokazują, że w Polsce potrzebujemy zapewne ok. 25 tysięcy zabiegów rocznie.
- Refundowanie in vitro tylko dla 5 tysięcy par rocznie nie stawia lekarzy w niewygodnej sytuacji? Muszą dokonać selekcji...
- Na pewno tak. Jest jednak ograniczenie wieku, do tego nie wszystkie ośrodki w kraju dostaną zapewne licencję na refundację in vitro.
- To ograniczenie wieku do kobiet od 18. do 40. roku życia nie będzie niekonstytucyjne?
- Nie sądzę. Istnieje w niemal wszystkich krajach. W Kanadzie ogranicza się to do 38. roku życia. Chodzi o wyższą efektywność leczenia. Lepsze wyniki przy tych samych kosztach.
- Na ile wierzy pan, że akurat ta obietnica polityków zostanie zrealizowana?
- Cóż, na pewno wokół leczenia bezpłodności metodą in vitro istnieje wśród polityków duża niechęć, związana z nieakceptowaniem tej metody przez Kościół. W związku z tym wynajduje się rozmaite preteksty, żeby tej metody nie finansować.
- Wśród argumentów przeciwko pojawia się ten, że służbie zdrowia brakuje pieniędzy na rzeczy ratujące życie, więc in vitro nie jest tą najbardziej potrzebną.
- Porównajmy z Polską już nie kraje zachodnie, ale takie jak Węgry, Słowacja, Słowenia. Tam refundacja istnieje i w żaden sposób nie załamuje systemu opieki zdrowotnej. Nie ma tam z tego powodu gorszej opieki kardiologicznej, neurologicznej czy onkologicznej. To tylko wymysły, by nie wspierać tego typu leczenia bezpłodności.
- Co z propozycją premiera, by na refundację mogły liczyć tylko pary po roku leczenia bezpłodności?
- Tak podały to media, ale będzie to wyglądało nieco inaczej. Jeżeli zgłosi się pacjentka z ewidentną przyczyną bezpłodności, to czekanie tylko naraża ją na to, że nie będzie miała szans na ciążę. Istnieje pojęcie kradzieży czasu reprodukcyjnego kobiety. I tu powinni decydować lekarze.
Prof. Marian Szamatowicz
Lekarz AM w Białymstoku, pionier in vitro