"Super Express": - Co można powiedzieć o jakości polskiej polityki, czytając teksty publicystyczne liderów trzech największych partii?
Prof. Maria Szyszkowska: - Uważam, że jak na teksty programowe, są one wyjątkowo mało interesujące. Przyznam, że najciekawszy i najbardziej wyrazisty z nich jest ten napisany przez Jarosława Kaczyńskiego.
- Co się pani w nim tak spodobało?
- Przedstawia program ideowy. Oczywiście, można być zwolennikiem albo przeciwnikiem jego warstwy światopoglądowej, ale jeśli chodzi o sprawy społeczne i narodowe, uważam, że jest to jedyny wyrazisty program.
- Nie ma pani wrażenia, że dla wielu Polaków jest wręcz zbyt wyrazisty?
- Problem nie polega na programie, ale na tym, jak PiS jako uczestnik debaty publicznej pokazywany jest w mediach. Kiedy czytam, że partię Kaczyńskiego trzeba zniszczyć, rodzi się we mnie naturalny opór. Przecież taka nagonka, która ma na celu zniszczenie lub zmarginalizowanie jakiejś formacji politycznej, to zamach na pluralizm polityczny, a więc na demokrację w naszym kraju. Dla mnie takie tendencje są większym zagrożeniem niż poglądy Jarosława Kaczyńskiego.
- Jakie refleksje wywołują w pani teksty Tuska i Napieralskiego?
- Takie, że między poglądami Napieralskiego i Tuska nie widzę jakiejś zasadniczej różnicy. Z tego faktu wynika smutna konstatacja, że brakuje w polskim parlamencie partii lewicowej z prawdziwego zdarzenia.
- Napieralski i SLD jednak deklarują się jako lewica...
- W gruncie rzeczy mamy w parlamencie jedynie partie prawicowe i centroprawicowe. Do tej centroprawicy zaliczyłabym i Tuska, i Napieralskiego. W parlamencie żadnej lewicy czy nawet centrolewicy nie ma. Jedyna prawdziwie lewicowa formacja znajduje się poza parlamentem i jest to Polska Partia Socjalistyczna.
- Chyba Polacy nie przepadają za taką lewicą...
- Bo jej nie znają. Z powodu finansowania partii w Polsce te spoza głównego nurtu nie mają szans na zaistnienie w świadomości wyborców. A jestem przekonana, że jeśli poznaliby program PPS, przekonaliby się, że ta partia może zrobić coś pozytywnego.
- Czyli lewicowość jest potrzebna we współczesnej Polsce?
- Jak przekonuje przykład PiS, który w swoim programie społecznym nie zgadza się na postępujące rozwarstwienie społeczne i zyskuje tym sympatyków. Polacy potrzebują lewicy. Jest jednak tak, że samego słowa "lewica" wiele osób bardzo się boi, a przecież samo chrześcijaństwo w swoich początkach było ruchem lewicowym. Lewicowość to nie przelew krwi, nie jest to też odbieranie majątku przemocą, ale dążenie do wyrównania materialnego.
- Dlaczego SLD boi się lewicowości?
- W Sojuszu jest bardzo wiele osób zamożnych, które chcą bronić swoich interesów kosztem niższych warstw społeczeństwa. To na pewno zbliża SLD do PO. Można nawet powiedzieć, że partia Napieralskiego staje się Platformą bis. Dawniej rewolucjonistami bywali ludzie bardzo bogaci, którzy jednak nie potrafili pogodzić się z biedą najniższych warstw społecznych. Dziś bezideowość, która dominuje w polskiej polityce, sprawia, że ludzie spoglądają na sprawy publiczne z punktu widzenia swoich interesów. Polityk powinien umieć zdobyć się na bezinteresowność.
- Ale politycy SLD mówią o tolerancji, równouprawnieniu czy rozdziale państwa od Kościoła. To nie są postulaty prawicy.
- Jednocześnie słyszymy, że dzieci Napieralskiego chodzą do kościoła. Oczywiście lewicowość nie musi się wiązać z ateizmem. Jednak rasowy polityk lewicowy uważa, że kwestie religii są sprawą osobistą. Oddziela wyraźnie religię od polityki, a Napieralski tego nie robi. Myślę, że SLD oszukuje swoich wyborców, bo choć odwołuje się do haseł liberalizmu obyczajowego, to mam wrażenie, że nie ma wśród członków SLD chęci, żeby te hasła realizować. Poza tym Polacy dalej żyją w przekonaniu, że liberalizm obyczajowy wynika z liberalizmu ekonomicznego, a przecież jedno może istnieć bez drugiego. Sojusz wykorzystuje to nieporozumienie i obok haseł lewicowych głosi pochwałę wolnego rynku.
- I Polacy dają się na to nabrać?
- Generalnie Polakom brakuje krytycznego spojrzenia na rzeczywistość. Swoje opinie formułują na podstawie tego, co zobaczą w telewizji, popijając przy tym piwko. Smuci fakt, że dajemy się tak łatwo manipulować.
- Jednak SLD coraz poważniej jest traktowany jako partia, która sporo zamiesza w powyborczej rozgrywce o władzę. Jakie są, pani zdaniem, możliwe koalicje?
- Sądzę, że SLD w osobie pana przewodniczącego tak bardzo pragnie władzy politycznej, że jest gotowa współrządzić z każdym, kto wygra wybory. Ideowych kalkulacji nie będzie. Dlatego tak egzotyczna, wydawałoby się, koalicja z PiS nie jest wykluczona. Wydaje mi się, że to jednak PO wygra i SLD stanie się naturalnym partnerem dla ekipy Tuska. Z powodów, o których mówiliśmy wcześniej, nie powinno to nikogo dziwić. Uważam wręcz, że byłby to naturalny bieg dziejów politycznych.
Prof. Maria Szyszkowska