"Super Express": - Generał Michaił Guriewicz, szef grupy prowadzącej rosyjskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, powiedział kilka dni temu, że szczątki polskiego samolotu prezydenckiego nie wrócą do Polski aż do ostatecznego zakończenia tego śledztwa i decyzji o procesie. To dotyczy również czarnych skrzynek. Jak pan odbiera te słowa?
Prof. Marek Żylicz: - To godne ubolewania. Podobnie jak inni polscy eksperci jestem przekonany, że zarówno wrak, jak i skrzynki zostały już wykorzystane dla celów tego śledztwa. Powinny jak najszybciej wrócić do Polski. Nie mamy jednak wpływu na decyzje rosyjskich organów państwowych. Zwrot zależy od dobrej woli lub jej braku po stronie rosyjskiej.
- Ile czasu może potrwać to śledztwo?
- Może trwać bardzo długo. Obojętnie, czy zakończy się oskarżeniem czy umorzeniem sprawy. Później jest jeszcze postępowanie sądowe. I też nie wiadomo, ile czasu ono będzie trwało. To mogą być lata.
- Pojawiły się też głosy, np. Bogdana Święczkowskiego na łamach "Super Expressu", że Polska nie wykorzystała wszystkich możliwości prawnych. Rosyjska procedura pozwala polskiemu pełnomocnikowi ubiegać się o zwrot dowodu rzeczowego, a po odrzuceniu wniosku wnosić zażalenie. Kto jest polskim pełnomocnikiem w rosyjskim postępowaniu?
Nie wiem, nie śledzę postępowania prokuratury w tej sprawie. Ten argument wydaje mi się jednak wątpliwy. Polski rząd zwracał się o zwrócenie tych dowodów, a to chyba oznacza więcej niż działanie takiego pełnomocnika.
- Okazuje się, że Polska nie ma takiego pełnomocnika. Skoro istnieje taka procedura, to może powinniśmy chwytać się każdej możliwości? Rosja nie mogłaby zasłaniać się swoimi uregulowaniami prawnymi przynajmniej w tej sprawie.
- To pytanie do naszej prokuratury. Ona powinna się wypowiedzieć, czy coś zrobiła w tym kierunku i w jakim trybie się to powinno odbywać. Wątpię jednak, by to przyniosło skutek, bo stanowisko rosyjskich dygnitarzy jest w tej sprawie wyraźnie określone. Rosjanie uważają, że wrak jest im potrzebny jako dowód i my siłą przecież im go nie odbierzemy. Nawet mimo że co dwieście lat polskie wojska stawały pod Moskwą. Ostatnio za Napoleona, a czerysta lat temu za Żółkiewskiego.
- Enuncjacje generała Guriewicza można odnosić do tezy z "Komsomolskiej Prawdy", że to Polska opóźnia śledztwo, co jest wykorzystywane do atakowania Rosji.
- Polska opóźnia śledztwo nie bardziej niż Rosjanie. Postępowanie prokuratorskie trwa nieraz bardzo długo i nie wiadomo, kiedy się skończy. Ale żadne śledztwo nie jest skierowane przeciwko Rosji. Przeciwko Rosji występuje zespół Macierewicza, a to może drażnić Rosjan i wzmagać ich upór oraz sprzeciw wobec naszych oczekiwań. Również fakt, że coraz więcej Polaków uważa raport komisji Millera za niewiarygodny, może powodować takie nastawienie.
- Mamy więc do czynienia z impasem, w którym żadna prokuratura nie chce skończyć śledztwa wcześniej niż ta druga?
- Tego nie wiem. Nadal uważam, że jedyną instytucją przeznaczoną do ustalenia przyczyn katastrofy lotniczej jest państwowa komisja ekspertów. Ta komisja u nas zakończyła prace i nie ma dowodów na nieprawidłowość jej ustaleń. Dowody zespołu Macierewicza nie zostały komisji przedstawione.
- Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej chce, by rodziny ofiar osobiście rozpoznawały głosy ofiar z nagrań czarnych skrzynek. Co pan o tym sądzi? Nie będzie to zbyt bolesne dla tych osób?
- Nie chcę się do tego odnosić. Rosjanie mogą zrobić, co tylko zechcą i mogą to przedłużać w dowolny sposób. Pytanie, jak polska prokuratura na to odpowie. Ale żadna prokuratura nie wyjaśni przyczyn katastrofy smoleńskiej. Od tego jest komisja ekspertów, to jest określone prawem, taki jest podział kompetencji.
- Czyli Komisja Badań Wypadków Lotniczych.
- Tak.
- Przyzna pan jednak, że raport komisji Millera zawiera wiele ustaleń, które okazały się nieprawdziwe?
- Ale żadne z nich nie dotyczyły istotnych przyczyn katastrofy! Nie jest takim ustaleniem ani kwestia obecności generała Błasika w kokpicie, ani wysokość, na jakiej została złamana brzoza.
- Ale skoro te są nieprawdziwe, to podważają wiarygodność innych ustaleń.
- Nawet jeżeli drobne błędy zostały popełnione, to powstały ze względu na bardzo krótki czas działania komisji. Rekordowe tempo było narzucone głosem opinii publicznej i opozycji. W takiej sytuacji można przeoczyć jakieś szczegóły albo niewłaściwie coś zinterpretować. Jeżeli jakieś poważne dowody zostaną przedstawione komisji, to jej działania będą wznowione, co zapowiadał zarówno rząd, jak i Jerzy Miller, gdy przedstawiał raport swojej komisji. Na razie takich dowodów nie przedstawiono.
Marek Żylicz
Ekspert komisji Jerzego Millera