"Super Express": - Rząd ogłosił, że danina solidarnościowa obejmie ludzi zarabiających rocznie powyżej miliona złotych. To dużo czy mało?
Prof. Elżbieta Mączyńska: - Jeśli chodzi o wysokość progu, od którego danina byłaby wypłacana, milion złotych to około 87 tys. zł miesięcznie. To oczywiście duże zarobki, jednak w przypadku banków nie są niczym wyjątkowym. Tam są dyrektorzy zarabiający po kilka milionów złotych rocznie. Problem w tym, że nie jest to duża grupa. Więc pytanie, jakie jej opodatkowanie przyniesie wpływy do budżetu.
- W dyskusji na temat tej daniny pojawiły się pytania, czy pomysł opodatkowania najbogatszych ma sens. Liberałowie uważają, że zdecydowanie nie, że lepiej podatki obniżać, a najlepiej do liniowych.
- Gdyby tak było, to Szwecja i inne kraje skandynawskie znajdowałyby się na szarym końcu pod względem wskaźników rozwoju gospodarczego. A tak nie jest. Już Adam Smith, twórca ekonomii klasycznej, na którego liberałowie chętnie się powołują, pisał, że podatki powinny być progresywne, a bogaci powinni płacić więcej. Polscy liberałowie tego jednak nie doczytali.
- I nie wprowadzili takich podatków w Polsce. Choć są progresywne, jest drugi próg.
- W Polsce podatki są tak naprawdę degresywne. To znaczy, że bogatsi płacą relatywnie mniej niż mniej zarabiający. A przecież to nie jest tak, że jak ktoś ma milion złotych, a stawka podatku wyniesie 75 proc., to będzie płacić 750 tys. zł! 75 proc. płaciłby jedynie od nadwyżki powyżej konkretnej kwoty. Stawka ta jednak powinna być progresywna i progów powinno być więcej. Nie tylko wspomniany milion złotych.
- Danina solidarnościowa naprawdę pomoże niepełnosprawnym?
- Czym innym jest wprowadzenie podatków progresywnych, czym innym danina solidarnościowa. To nie jest najszczęśliwsze rozwiązanie. Zdecydowanie lepszym pomysłem byłoby utworzenie funduszu dobrowolnych wpłat dla ludzi poszkodowanych przez los w rozumowaniu szerszym niż tylko niepełnosprawni.