"Super Express": - Sobotni ślub Oli Kwaśniewskiej to było wydarzenie roku, dekady, stulecia?
Prof. Maciej Mrozowski: - Nie przesadzajmy. To ledwie ciekawostka.
- Jak na ciekawostkę to jednak było coś. Oprócz tabloidów, które z urzędu takie wydarzenia opisują, zajęły się nim także pozostałe media.
- Nie od dziś wiadomo, że wszystkie media się tabloidyzują. Poza tym dla mediów de facto trwa jeszcze sezon wakacyjny. Życie polityczne dopiero się rozkręca, więc naturalnie uwaga skupia się na takich wydarzeniach towarzyskich, jak choćby śluby osób publicznych. One zresztą zawsze budzą zainteresowanie. Polacy coraz bardziej stają się społeczeństwem konsumpcyjnym i pewne rytuały towarzyskie wyższych sfer, które są rodzajem konsumpcji, są chętnie przez nich oglądane. Zresztą dawno takich wydarzeń nie było, więc nie było przesytu.
- To była więc impreza skazana na sukces?
- Zdecydowanie. Tym bardziej że ojciec panny młodej to w oczach opinii publicznej nadal bardzo popularna osoba. Każdy więc znalazł w tym wydarzeniu coś dla siebie. Także każde medium z osobna.
- Pana zdaniem ten ślub to było wydarzenie publiczne czy prywatne?
- Było to coś z pogranicza. Zasadniczo należy ono do sfery prywatnej, ale wszyscy i tak wiedzą, że wiele w tym z wydarzenia publicznego. Zarówno główni bohaterowie, jak i goście nie mieli nic przeciwko temu, żeby być w centrum uwagi mediów. Tym bardziej że wszyscy oni są osobami zainteresowania publicznego. Podobnie jak gwiazdy show-biznesu czy niektórzy biznesmeni. Nie mówiąc już o byłym prezydencie i jego córce, która wcale nie była w cieniu rodziców.
- Można powiedzieć, że rodzina Kwaśniewskich sama się prosiła o atencję mediów?
- Tak jest. Zresztą zawsze to, co robiły wyższe warstwy społeczeństwa, interesowało resztę. A rodzina Kwaśniewskich w pewnym stopniu jest ucieleśnieniem ambicji i marzeń wielu Polaków. Patrzy się na to, jak oni to robią, pokpiwa się i podszczypuje, ale jednocześnie chciałoby się być na ich miejscu.
Prof. Maciej Mrozowski
Medioznawca. SWPS i UW