"Super Express": - Przy okazji dyskusji o zmianach w systemie emerytalnym doszło do sporu między panem a Kancelarią Prezydenta w sprawie upublicznienia ekspertyz, na podstawie których Bronisław Komorowski podpisał nowelizację ustawy o OFE. Teraz Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie przychylił się do pana zdania, że ekspertyzy powinny być jawne. Czuje pan satysfakcję?
Prof. Leszek Balcerowicz: - Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że w całej tej sprawie nie chodzi o żaden spór personalny. Nie mam przecież żadnych osobistych pretensji do prezydenta czy jego współpracowników. Jednak z samego faktu, że ich znam, nie wynika, że mogę stosować wobec nich taryfę ulgową. Dlatego nie mogę uznać, iż przestrzeganie prawa ich nie dotyczy. A sam wyrok sądu dotyczy bardzo ważnej kwestii, o której wadze warto głośno mówić, aby jak najwięcej osób sobie ją uświadomiło.
- Jaka jest więc istota tej sprawy?
- Jest bardzo prosta i sprowadza się do pytania: czy społeczeństwo będzie mogło sprawować demokratyczną kontrolę nad różnymi szczeblami władzy. Moim zdaniem prezydent powinien świecić tu przykładem i upubliczniać opinie, na podstawie których podejmuje swoje decyzje.
- Przykład idzie z góry?
- Tak i dlatego zachowanie Kancelarii Prezydenta uważam za wielce naganne. Można mieć jednak nadzieję, że dzięki obecnemu wyrokowi sądu ta postawa ulegnie zmianie. Jak widać, władzy czasem trzeba pomóc, wywierając na nią presję.
- Krążą plotki, że Kancelaria nie ujawniła ekspertyz w sprawie OFE, bo ich po prostu nie miała. Coś jest na rzeczy?
- Nie ma co się wikłać w spekulacje. Trzeba się domagać, aby prawo było wykonywane.
- W jakim świetle ta sprawa stawia Pałac Prezydencki?
- Nie chcę tego komentować. Wyciągamy wnioski z tego, co było, ale patrzymy do przodu, bo liczą się efekty. A w sprawie zmian w OFE grupa wybitnych prawników z byłym prezesem Trybunału Konstytucyjnego panem Jerzym Stępniem miała poważne wątpliwości konstytucyjne. Natomiast prezydent i jego urzędnicy otrzymali opinie, z których wynikało, że podstaw do takich wątpliwości nie ma. Tym bardziej więc moralnym obowiązkiem było ujawnienie tych ekspertyz.
- Nie zrobiono tego i teraz Pałac powinien się wstydzić?
- Myślę, że są powody do wstydu.
- Władze demokratycznego państwa chyba nie powinny doprowadzać do sytuacji, kiedy podaje się w wątpliwość ich dobre intencje?
- Są różne rodzaje władzy i na szczęście nie żyjemy w kraju totalitarnym, gdzie rządzący z niczego się nie tłumaczą. Mamy demokrację, a dobra demokracja zakłada, że jej przedstawiciele tłumaczą się ze swoich poczynań przed społeczeństwem. Podstawy do tego daje art. 61 konstytucji, który mówi o prawie obywateli do dostępu do informacji publicznej. Osobna ustawa doprecyzowuje te kwestie.
- Problemem było w tym przypadku złe prawo?
- Zapisy prawne, o których mówimy, są generalnie dobre. Natomiast bardzo źle wygląda praktyka ich stosowania. Przynajmniej niektórzy przedstawiciele władzy uchylają się od wykonywania przepisów prawa. Znaczyłoby to, że sytuują się tym samym ponad prawem. W demokratycznym społeczeństwie nie można na to spokojnie patrzeć. I w takim poglądzie nie jestem odosobniony. Mówię to w imieniu swoim i osób, które razem ze mną wystąpiły do sądu. Na waszych łamach chciałbym im pogratulować i podziękować.
- Czy wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie będzie miał znaczenie również dla innych, podobnych spraw?
- Dobre prawo nie spada jak manna z nieba. Poza tym jakość prawa to jedno, a jego funkcjonowanie - drugie. O jakość prawa dbają politycy. To, w jakim stopniu prawo jest wykonywane, zależy już od mobilizacji ludzi. Trzeba patrzeć władzy na ręce i to każdej władzy, także tej z wyboru. Sam fakt wyboru nie gwarantuje przecież, że wszelkie poczynania demokratycznej władzy będą dobre.
- Mówimy więc o wzmocnieniu społeczeństwa obywatelskiego...
- Walka o prawo dostępu do informacji o tym, co władze publiczne robią, nie może być domeną jednostek. Tu potrzebna jest mobilizacja jak największej liczby ludzi. To niezwykle ważne, bo tylko wtedy prawo nie pozostanie jedynie na papierze. Nie należy więc traktować sprawy z OFE jako epizodu czy incydentu. Trzeba to widzieć jako część kampanii, która musi być coraz silniejsza.
- Rządzący powinni czuć presję?
- Chodzi o to, żeby każdy przedstawiciel władzy, który będzie się zastanawiał, czy zastosować się do prawa o dostępie do informacji publicznej, czy też nie, uznawał, że nie opłaca mu się niczego ukrywać, bo presja opinii publicznej okaże się silniejsza. Aby taka presja powstała, sama opinia publiczna musi być silna.
- Potrzebna jest też chyba świadomość, że społeczeństwo ma nie tylko prawo do wywierania takiej presji, ale wręcz obowiązek. Nie mamy z tym przypadkiem problemu?
- W Polsce naciski ze strony różnych środowisk zwykle dotyczą spraw roszczeniowych. Państwu stawia się rozmaite żądania finansowe. Za mało mamy nacisków obywatelskich, m.in. zmierzających do tego, aby dobre prawo było przestrzegane. A prawo o dostępie do informacji publicznej jest bez wątpienia jedną z takich fundamentalnych spraw. Taka kontrola poczynań władzy po prostu się obywatelom należy.
Prof. Leszek Balcerowicz
Ekonomista, trzykrotny wicepremier i minister finansów, były prezes NBP, obecnie FOR