"Super Express": - Ekipa ratunkowa strefy euro odetchnęła z ulgą, kiedy wczoraj niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny orzekł, że Berlin może ratyfikować traktat o Europejskim Mechanizmie Stabilizacyjnym. Są powody do radości?
Prof. Krzysztof Rybiński: - Być może rynki mają powody do radości, bo odetchnęły z ulgą. Niemniej środa, kiedy tę decyzję ogłoszono, jest złym dniem dla Europy.
- Czemu złym?
- Oczywiście, ryzyko natychmiastowego bankructwa Hiszpanii zostało odłożone w czasie. Groziło ono już w październiku, kiedy odbędzie się wiele aukcji hiszpańskich obligacji, których nikt by nie kupił. W dłuższej perspektywie nadal będziemy jednak podążać ślepą uliczką, wiodącą ku ścianie, z którą prędzej czy później przyjdzie się nam, jako Europie, zderzyć. Mimo tej świadomości zwiększamy prędkość, z jaką się do niej zbliżamy.
- Na czym to zwiększanie prędkości polega?
- Fundamentalny problem, z którym się dziś boryka cała Europa: długi publiczne i prywatne w relacji do dochodu narodowego. A to, co się stało wczoraj w Niemczech, nie zatrzyma narastania długów, a wręcz przeciwnie - wskutek zmniejszenia stóp procentowych w Hiszpanii i Włoszech, zmniejszanie zadłużenia zostanie utrudnione. To wszystko dzięki mniejszej presji na reformy, skoro EMS sprawi, że ten dług sprzedadzą oraz będą w stanie bardziej komfortowo sprzedawać swoje obligacje, których w przeciwnym razie nikt by kupił.
- Obawiam się jednak, że UE nie potrafi znaleźć lepszego rozwiązania.
- Cóż, wszystko to, co do tej pory robiono, nie powstrzymało kryzysu, który zamiast mijać pogłębia się. Niestety, ma to wszystko wymiar polityczny. Główni gracze, w tym Angela Merkel, podejmują decyzje, mając na uwadze, że w najbliższym czasie czekają ich wybory. W Niemczech już za rok. Merkel nawiguje więc w ten sposób, aby do tego czasu nie wybuchł w UE, bo to odebrałoby jej szansę na reelekcję.
- Jej działania ratunkowe i tak budzą w Niemczech coraz mniej entuzjazmu.
- I tu objawia się cały dramatyzm sytuacji. Kupujemy sobie czas, którego nie mamy. Prawdopodobna przegrana Merkel i zmiana na szczytach niemieckiej władzy sprawi, że zmieni się klimat, ale może być już za późno na poważne działania. Co więcej, radykalizacja nastrojów wyborców sprawi, że nie tylko gospodarka unijna znajdzie się w poważnych tarapatach, ale wręcz cały projekt europejski jest zagrożony. Widzimy to choćby w Finlandii czy Grecji, gdzie radykalne partie antyeuropejskie zdobywają duże poparcie.
- Kiedy pana zdaniem zaczniemy w końcu walczyć z przyczynami kryzysu, a nie jego skutkami? Nadal bowiem gasimy ogień, a nie likwidujemy jego ogniska.
- Walka z przyczynami kryzysu polegałaby na tym, że mamy krótkie zamieszanie, z którego wyłania się rozwiązany problem.
- Przez krótkie zamieszanie rozumie pan odłączenie od respiratora Grecji czy Hiszpanii?
- Chodzi o przeprowadzenie planowej restrukturyzacji zadłużenia krajów Południa. To jednak oznacza poważne koszty polityczne dla liderów głównych krajów strefy euro, a na te, jak wspomniałem, nikt się nie zgodzi.
- Czyli dalej problemy strefy euro będą zagrażać naszej gospodarce. Już staliśmy się ofiarą politycznej desperacji liderów europejskich, czy dopiero nią zostaniemy?
- Jedziemy na oparach sterydów - unijnych pieniędzy, dzięki którym rząd i samorządy rozkręciły machinę inwestycji publicznych. Wiemy, że tej machinie zabraknie paliwa, ponieważ fundusze unijne w obecnej perspektywie finansowej już się skończyły, a następne będą bardzo małe. Zgodnie z planami rządu czeka nas trzykrotne zmniejszenie inwestycji publicznych, a tym samym zniknie ostatnia bariera, która powstrzymywała rozlewanie się kryzysu również na Polskę. Do tego wszystkiego ogromnie jako państwo się zadłużyliśmy, więc na problemy gospodarcze nałożą się także oszczędności budżetowe. Kumulacja tych dwóch czynników spowoduje u nas recesję.
- Pierwsze jej oznaki już chyba widać - coraz więcej upadających firm czy spadająca konsumpcja.
- Można wymienić długą listę wskaźników gospodarczych, które odzwierciedlają minione miesiące i te, które zapowiadają, co będzie w najbliższym czasie, i wszystkie one pokazują, że polska gospodarka szybko zwalnia. Co prawda, recesji jeszcze nie pokazują, ale w przyszłym roku mogą ją odnotować. Taka szansa jest całkiem spora.
Prof. Krzysztof Rybiński
Ekonomista. Rektor Uczelni Vistula