Prof. Krystyna Pawłowicz: - Na pewno stoi ono w sprzeczności z konstytucyjną zasadą równości obywateli wobec prawa. Jednak, moim zdaniem, wcale nie trzeba sięgać w tym przypadku do ustawy zasadniczej, żeby dostrzec, że samo wycenianie czci osoby obrażanej ze względu na jej status finansowy jest dziwną i niepokojącą praktyką. Nie może być tak, że im bogatszą osobę obrażono, tym większe zasądza się zadośćuczynienie. Wyobraźmy sobie sytuację odwrotną, kiedy niezwykle majętna osoba narusza dobra osobiste kogoś, kto nie dysponuje ogromnym majątkiem. Jak rozumiem logikę pani sędzi, zostałoby zasądzone sto złotych odszkodowania, bo jej zdaniem taka osoba nie zasługuje na ochronę. Przecież to absurd.
- Pani sędzia wprowadziła tym uzasadnieniem podział na równych i równiejszych wobec prawa?
- Problem polega nie tylko na podziale na równych i równiejszych, co samo w sobie jest karygodne, ale także pokazuje, że biedni nie mają czego szukać w sądzie, a bogaci są pod jego szczególną ochroną. Takiej zasady nie znajdzie pan ani w kodeksie karnym, ani cywilnym.
- To skąd, pani zdaniem, sędzia wywiodła swoje wnioski?
- Przyznam szczerze, że pierwszy raz słyszę uzasadnienie w takim duchu i nie wiem, jak prowadząca sprawę do tego doszła. Wiem natomiast jedno - wstydziłabym się wygłaszać takie uzasadnienie, bo jest ono upokarzające dla osób biednych. One już wiedzą, że można je obrażać niemal bezkarnie, a zanim coś powiedzą czy napiszą o bogatych, muszą się pięć razy zastanowić, czy ci ostatni nie puszczą nas przypadkiem z torbami. Oczywiście nie pochwalam tu praktyk, które prowadzą do obrazy czyichś dóbr osobistych. Na pewno wyrok skazujący na portale mógł zapaść, bo sąd miał ku temu przesłanki, ale uzasadnienie jest już bardzo trudne do obrony, zarówno pod względem prawnym, jak i moralnym.
- Przypadek sędzi Gromek to odosobnione zjawisko w polskich sądach, czy może wręcz jakaś plaga?
- Wydaje mi się, że w ogóle nasze społeczeństwo ma dziwnie nabożny stosunek do osób znanych i bogatych. Martwi mnie jednak, że wymiar sprawiedliwości ulega tej zbiorowej histerii i zbyt często staje w obronie celebrytów. Rozumiem, że sędzia też jest człowiekiem, który czyta gazety i ogląda telewizję, ale swoje osobiste sympatie i przekonania powinien zostawiać przed wejściem na salę sądową. Tego uczymy studentów prawa, ale widać, że niektórzy zbyt rzadko pojawiali się na zajęciach.
Prof. Krystyna Pawłowicz
prawnik UW, od 2007 sędzia Trybunału Stanu