"Super Express": - Nie milkną echa radykalnych prezydenckich decyzji. Mamy "wojnę na górze" czy to za duże słowa?
Prof. Kazimierz Kik: - To za duże słowa, ponieważ obserwujemy nie tyle wojnę, co poważną korektę wprowadzoną z inicjatywy prezydenta. Można powiedzieć, że reforma sądownictwa jest absolutnie niezbędna, ale jednocześnie wszelkie reformy w warunkach demokracji muszą być realizowane w warunkach konsensusu. I inicjatywa prezydenta w moim przekonaniu jest czynnikiem wzmacniającym demokrację w sposób wymuszający to minimum kompromisu ze strony koalicji rządzącej. Nie sądzę, żeby była "wojna na górze", ponieważ nie podejrzewam prezydenta o chęć działania na szkodę PiS.
- A co pańskim zdaniem skłoniło Andrzeja Dudę do podjęcia takiej decyzji?
- Myślę, że prezydent podjął inicjatywę w duchu realizacji programu Prawa i Sprawiedliwości, ale tu chodzi o formę.
- Skoro chodzi o formę, to jak pan odebrał wczorajszy pojedynek na orędzia? Te przemówienia sugerowały, że jest jednak jakieś napięcie na linii obóz władzy-Pałac Prezydencki.
- Ależ oczywiście, że jest. Uważam, że Andrzej Duda wzniósł się ponad członka PiS, ponad uczestnika formacji prawicowej i przyjął formułę należną prezydentowi, a więc arbitra. Arbitra, czyli instytucji działającej w interesie i w imieniu szerszej grupy społecznej, niż tylko grupa popierająca działania koalicji rządzącej.
- Co teraz może zrobić Prawo i Sprawiedliwość?
- Prawo i Sprawiedliwość będzie musiało zaakceptować taką formułę, w której prezydent jest arbitrem, jednocześnie nie rezygnując ze swoich planów zreformowania sądownictwa. Bo ta reforma zostanie przeprowadzona z udziałem prezydenta, czyli w złagodzonej formule, ale ciągle będzie to reforma zgodna z programem PiS. Jednak kompromis będzie szedł w stronę zwiększenia kompetencji głowy państwa. Musimy pamiętać, że działania Prawa i Sprawiedliwości zmierzały w stronę zmarginalizowania roli prezydenta w procesie funkcjonowania trzeciej władzy. Bo tak by się stało przez nadmiernie wysuniętą rolę ministra sprawiedliwości. A głowie państwa miała pozostać rola "podpisywacza" od parafowania ustaleń. I prezydent Andrzej Duda przywraca równowagę, jednocześnie łagodząc konflikt polityczny.