Jerzy Osiatyński

i

Autor: archiwum se.pl

Prof. Jerzy Osiatyński: Nie podzielam optymizmu premiera Tuska

2013-01-03 3:00

Prof. Jerzy Osiatyński, doradca ekonomiczny Prezydenta RP, komentuje zapowiedzi rządu i ekspertów na rok 2013

"Super Express": - Rok 2013 zapowiada się jako trudny dla polskiej gospodarki. To na pewno pociągnie za sobą problemy na rynku pracy. Myśli pan, że będą to problemy poważne?

Prof. Jerzy Osiatyński: - Rzeczywiście, mamy dwa źródła, które znacząco przełożą się na wzrost bezrobocia w naszym kraju. Pierwszym jest ograniczenie wydatków publicznych przy słabnącym popycie gospodarstw domowych i malejących inwestycjach prywatnych.

- W jaki sposób wpływa to na stopę bezrobocia?

- Każdy program oszczędnościowy oznacza mniej pracy. Niestety, ograniczanie inwestycji przez sektor publiczny nie oznacza, że sektor prywatny zwiększy nakłady na inwestycje, tworząc w ten sposób miejsca pracy. Jak długo ten proces zmniejszania wydatków inwestycyjnych będzie trwał, tak długo nie tylko nie będą tworzone nowe miejsca pracy, ale jednocześnie będą likwidowane już istniejące.

- A to drugie źródło?

- To rynki zagraniczne. Poprawa sytuacji w obszarze euro może przynieść pozytywne wyniki w ciągu dwóch-trzech kwartałów.

- Może przynieść, ale nie musi?

- Osobiście jestem sceptyczny wobec skuteczności kroków podjętych przez prezesa Europejskiego Banku Centralnego. A ponieważ większość polskiego eksportu trafia na rynek Unii Europejskiej, może to oznaczać, że będziemy mieli trudności z zachowaniem tych miejsc pracy, które istnieją w sektorach eksportowych. Tu sytuację mogłoby na pewno poprawić zwiększenie eksportu na rynki spoza UE - na Daleki Wschód i do Rosji, które nadal stanowią margines naszych rynków zbytu. Nie wiem jednak, czy nawet otwarcie na Wschód mogłoby zrównoważyć wpływ wspomnianych negatywnych czynników na rynek pracy w Polsce.

- Sytuacja daje więc powody do niepokoju?

- Na pewno będzie to trudny rok dla polskiej gospodarki, i gospodarstw domowych.

- Większość prognoz mówi o stopie bezrobocia na poziomie 14-15 proc.

- Trudno powiedzieć, czy będzie to bliżej 14, czy 15 proc., ale wydaje mi się, że to dość realistyczne prognozy. Co więcej, to oznacza znacznie wyższe stopy bezrobocia dla młodych, którzy w każdej gospodarce są nadzieją jej przyszłej dynamiki.

- Młodzi od wejścia Polski do UE to nasz najlepszy towar eksportowy...

- Rzeczywiście, więcej Polaków może szukać miejsc pracy poza granicami Polski, skoro tu nie są one dla nich tworzone. Pamiętajmy jednak, że przy wysokich stopach bezrobocia w Grecji, Hiszpanii czy Włoszech należy oczekiwać, iż będzie następowała migracja siły roboczej z tych krajów do Wielkiej Brytanii, Niemiec czy innych krajów Europy Północnej. Z tego względu znalezienie pracy na tamtych rynkach będzie odpowiednio trudniejsze.

- Dekadę temu, kiedy mieliśmy w Polsce rekordowe ponad 20-proc. bezrobocie, nie mogliśmy liczyć, że UE wchłonie naszych pracowników. Teraz grozi nam powtórka z rozrywki?

- Na pewno nie będziemy mieli do czynienia z aż tak dużym bezrobociem. Wynika to m.in. z czynników demograficznych. Udział populacji aktywnej zawodowo w ciągu ostatnich lat zmniejszył się. Poza tym dzięki naszej obecności w UE ok. 2 mln Polaków znajduje zatrudnienie w innych krajach Wspólnoty i wspiera rodziny, które pozostały w kraju.

- Problem bezrobocia jednak pozostaje. Jedyną chyba osobą, która uważa, że rok 2013 przyniesie spadek bezrobocia, jest Donald Tusk. Rozumie pan, skąd bierze się jego optymizm?

- Wydaje mi się, że pan premier uważa, iż z jednej strony nastąpi szybka poprawa koniunktury w Unii Europejskiej, a z drugiej po uchwaleniu budżetu Wspólnoty pod środki, które napłyną do nas w 2014 r., już w drugiej połowie br. będziemy mogli wrócić do programu inwestycji publicznych. Co prawda nie podzielam optymizmu premiera co do rychłej poprawy koniunktury w UE, to daj Boże, aby to on miał rację.

- Rząd zapowiada, że nie chce czekać z założonymi rękami, więc dużo mówi o tym, że chce robić jak najwięcej, aby opłacało się zatrudniać. Pomysły idą głównie w kierunku uelastyczniania rynku pracy. To dobry pomysł?

- Uważa się, że im niższe są jednostkowe koszty pracy, tym większe będzie zatrudnienie. Musimy jednak pamiętać, że osoby, których płace spadną lub nie będą miały zapewnionych świadczeń, będą wydawały odpowiednio mniej. Wobec tego zmniejszy się popyt, rynek się skurczy i pracodawca zamiast zatrudniać, będzie zwalniał. Nie ma więc dobrych powodów, aby zakładać, iż więcej ludzi znajdzie pracę tylko dlatego, że koszty pracy będą niższe.

- Wielu liberalnych ekonomistów wskazuje, że aby poprawić sytuację na rynku pracy, trzeba usuwać kłody spod nóg przedsiębiorców. Choćby walka z biurokracją ma sprawić, że więcej ludzi będzie miało pracę. Dlatego zachęcają rząd do zmian w tym kierunku. To coś da?

- Walka z biurokracją to zawsze słuszny postulat i wszystko, co tylko można w tej kwestii robić, robić trzeba. Jednak czy to wystarczy na poprawę ogólnego poziomu zatrudnienia? Nie jestem przekonany. Musimy pamiętać, że w Polsce nie ma takiej tradycji przedsiębiorczości jak w krajach Europy Zachodniej. Zniesienie barier biurokratycznych nie sprawi, że znacznie więcej ludzi zacznie nagle zakładać swoje firmy. Tym bardziej, że ogólna sytuacja ekonomiczna temu po prostu nie sprzyja.

Prof. Jerzy Osiatyński

Doradca Bronisława Komorowskiego ds. ekonomicznych. Minister finansów w rządzie Hanny Suchockiej

None