"Super Express": - Od tygodnia trwa w Krakowie głodówka historyków w proteście przeciwko reformie szkolnictwa, która przewiduje ograniczenie lekcji historii w polskich szkołach. Pan się z nimi solidaryzuje?
Prof. Jan Żaryn: - Tak, jak najbardziej. Miałem okazję zapoznać się z treścią nowej podstawy programowej, której zarządzenia wchodzą w życie od września tego roku.
- Co się w niej panu nie podoba?
- Od strony strategicznej mój zarzut dotyczy tego, że historia przestała być przedmiotem obowiązkowym do końca powszechnej edukacji w naszym kraju. Nawet władze PRL nie dokonały takiego manewru.
- Historia będzie obowiązkowa dla wszystkich uczniów pierwszej klasy liceum i po raz pierwszy obejmie czasy nam współczesne. Potem kontynuować naukę będą tylko ci, którzy historię lubią...
- Przeciętnie stanowią oni w szkołach 6-7 proc., a w tych najlepszych - 15-20 proc. Średnio 90 proc. uczniów nie wybiera profilu z historią jako przedmiotem powszechnym. Zatem powszechność ta została w praktyce zlikwidowana.
- Ale przecież i oni muszą się dalej uczyć historii, tylko pod inną nazwą - "Historia i społeczeństwo".
- Czyżby? Ten przedmiot jest tak wpisany w nową podstawę programową, że w gruncie rzeczy jawi się jako przedmiot nie naukowy, ale ideologiczny. To ważne, czy młody człowiek jest wychowywany w duchu obiektywnego warsztatu historycznego, czy też jest indoktrynowany.
- Dlaczego od razu indoktrynowany?
- Nauczyciel tego nowego przedmiotu może wybrać wątki tematyczne albo w ciągu chronologicznym, albo w ramach jednej epoki. Tak czy siak, żeby go rzetelnie przedstawić, musiałby być profesorem kilku dyscyplin jednocześnie. Weźmy np. wątek "Mężczyzna, kobieta, rodzina od starożytności po współczesność". Znajdzie pan kogoś, kto w wykładzie miesięcznym i nie w formie zideologizowanej zaprezentuje proces wychowania dzieci na gruncie historii, filozofii, pedagogiki i socjologii? Albo czy zwykła nauczycielka historii, wybierając motyw "Historia wojskowości i walki o pokój na świecie", zna się równie dobrze na legionach rzymskich i sprzęcie wojskowym z wojny koreańskiej? Tego się po prostu nie da udźwignąć.
- Ciągle nie widzę tu groźby indoktrynacji.
- Z braku dostatecznej wiedzy nauczyciele staną przed pokusą prowadzenia tego przedmiotu w formie prezentyzmu historycznego, czyli oceny dawnych wydarzeń ze współczesnej perspektywy. Łatwiej jest, ale zarazem w sposób dużo bardziej uproszczony, przedstawić historię rodziny np. z perspektywy feministycznej. Jest to również zaproszenie dla nauczyciela do korzystania z mniej lub bardziej prostackich pomocy naukowych, które mogą się szybko pojawić na rynku.
- Subiektywizm i ideologia zawsze były nieodłączne od nauczania historii.
- Trzeba oddzielić historię jako dyscyplinę naukową od historii - przedmiotu szkolnego. Historyk swym warsztatem próbuje sięgać do ideału, którym jest odkrycie i opisanie tego, co było kiedyś. Na tym się jego rola kończy. Natomiast szkolny nauczyciel jest powołany dodatkowo do wychowywania w oparciu o wiedzę o przeszłości. Teraz element wychowawczy będzie bardzo utrudniony, bo nauczyciel nie jest w stanie pojąć tylu dyscyplin naraz. Dlatego łatwiej będzie mu uciec w indoktrynację.
- Jak głodówka się zakończy?
- Obecnie historycy są manipulowani, bo mogą dyskutować tylko z ekspertami i podwykonawcami. Powinni zaś rozmawiać ze strategami, czyli politykami. Za strategię oświatową odpowiedzialne są pani minister Szumilas i pani Hall. Ta sprawa dotyczy tej dziedziny naszego życia zbiorowego, która wymaga porozumienia ogólnonarodowego. Nauczanie historii w szkole to kwestia naszej ciągłości narodowej.
Prof. Jan Żaryn
Historyk Instytutu Pamięci Narodowej