"Super Express": - Komu pan oddał serce na tym mundialu?
Prof. Jan Miodek: - Nikomu. Staram się być w piłce nożnej obiektywny. Byłbym fałszywy, gdybym teraz na siłę chciał komuś swoje serce przypisać. Ja lubię: Holendrów, Hiszpanów, Niemców, Brazylijczyków... Ale żadnej z tych drużyn nie lubię w sposób szczególny.
- Jaki wynik typuje pan w finale?
- Widzę absolutną równorzędność obu zespołów. Najbardziej prawdopodobny jest remis. Może więc o wszystkim rozstrzygną rzuty karne.
- A ja stawiam na wygraną Holendrów...
- Trzeci raz będą w finale. W perspektywie historycznej może im by się bardziej należało. W latach 70. na pewno byli najlepsi na świecie, a nie udało im się wygrać, bo dwa razy grali finały na boiskach gospodarzy turnieju. Ale i Hiszpania jest doskonała.
- Największe rozczarowanie tego turnieju?
- Brazylia i Argentyna.
- A pozytywne zaskoczenie?
- Holandia i Niemcy. Ale nie jest to wielkie zaskoczenie. Wiadomo, że obie drużyny zawsze są klasą.
- Jak na tle mundialowych drużyn wypada reprezentacja Polski?
- Jest na poziomie Wysp Owczych. Bezdenne dno. Po wojnie jeszcze nie byliśmy w takim kryzysie, jak w tej chwili. To opinia brutalna, ale wydaje mi się, że obiektywnie racjonalna.
- Czyli Polska, Wyspy Owcze, Andora i San Marino to byłaby grupa śmierci?
- Tak. To bardzo smutne. Nawet pod wodzą Smudy nie byli w stanie strzelić bramki. Jak się nie zacznie szkolenia młodzików - praca nad techniką, nad geometrią piłkarską - to będzie coraz gorzej.
- Gra pan w piłkę. Na jakiej pozycji?
- Na środku ataku.
Prof. dr hab. Jan Miodek
Szef Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, członek PAN i Rady Języka Polskiego